Ambasador opuszczał w piątek szpital w samo południe w towarzystwie lekarzy, dyrektora placówki, burmistrza Gryfic i tłumu dziennikarzy.
– Dziękuję bardzo za wszystko, dano mi tutaj drugie życie – mówił wzruszony i bardzo zadowolony.
Na konferencję przyszedł w bandażach, o własnych siłach, ale podpierał się laską. Chwalił szpital, dziękował i klepał po ramieniu siedzących obok lekarzy. – To mój dobroczyńca, życie mi uratował – mówił do dr. Andrzeja Krajewskiego, który się nim opiekował.
Ze stanu gen. Pietrzyka cieszyli się też lekarze. – Osiągnęliśmy sukces, ale nie tylko nasz. Pan generał jest człowiekiem czynu, jego upór nam pomógł – komplementował dyrektor szpitala dr Andrzej Gorzka.
A stan ambasadora rzeczywiście był bardzo ciężki. Do zamachu doszło 3 października niedaleko ambasady. Zginął jeden funkcjonariusz BOR, ranni zostali inni członkowie ochrony. Pietrzyk opuścił miejsce zamachu o własnych siłach. Został ewakuowany amerykańskim śmigłowcem. Ale potem się okazało, że ma liczne poparzenia wewnętrzne, zapadł w śpiączkę i został podłączony do respiratora. Z Iraku trafił do Niemiec, a stamtąd do Centrum Leczenia Oparzeń w Gryficach.