– Boimy się, że któregoś dnia przelatujący samolot spadnie nam wprost na głowę. Po katastrofie CASY nasze obawy jeszcze wzrosły – mówi Grzegorz Małecki, szef Stowarzyszenia Ekologiczne Marlewo, które walczy o wyprowadzenie bazy F-16 z obrzeży Poznania. Dlatego mieszkańcy zamierzają się zwrócić do ministra obrony o ujawnienie raportu o oddziaływaniu wojskowej bazy na środowisko.
Raport sporządzono niedawno na zlecenie wojska. Opierając się na tym dokumencie, wojewoda wyznaczył tzw. strefy ograniczonego użytkowania (w których np. nie można budować przedszkoli). – Część dokumentu zawiera dane objęte tajemnicą państwową – mówi Tomasz Stube z Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu.
Mieszkańcy chcą jednak widzieć cały raport. – Chcemy się dowiedzieć, jak duże jest prawdopodobieństwo awarii F-16. Liczymy, że dokument zawiera takie dane. Jeśli nie, chcielibyśmy przeprowadzenia stosownej analizy – mówi Małecki. – Myśliwce latają nad terenem silnie zurbanizowanym. Obawiamy się katastrofy. Tym bardziej że usterki F-16 zdarzają się stosunkowo często. Ostatnio przecież odrzutowce dwukrotnie musiały awaryjnie lądować.
Tymczasem przedstawiciele wojska uspokajają i twierdzą, że katastrofa podobna do wypadku CASY jest praktycznie niemożliwa.
– F-16 to latający komputer. Jeśli z maszyną zaczyna się dziać coś niedobrego, pilot natychmiast dostaje odpowiedni sygnał – opowiada kapitan Waldemar Krzyżanowski z 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego Poznań-Krzesiny. – A w przypadku myśliwca możliwość manewru jest tak duża, że z łatwością można go wyprowadzić nad niezaludniony teren. Poza tym trudno nazwać F-16 awaryjnym.