Reklama

Komandosi wyszli na wolność

Wszyscy żołnierze podejrzani o umyślne ostrzelanie wioski Nangar Khel będą odpowiadać z wolnej stopy

Aktualizacja: 11.06.2008 04:21 Publikacja: 11.06.2008 04:20

Komandosi wyszli na wolność

Foto: Rzeczpospolita

Sąd Najwyższy zdecydował wczoraj, że areszt opuszczą czterej dowódcy biorący udział w ostrzelaniu wioski. Wcześniej na wolność wyszli trzej szeregowi.

Dowódca bazy kpt. Olgierd C. oraz ppor. Łukasz B., chor. Andrzej O. i plut. Tomasz B. mają zostać zawieszeni w czynnościach służbowych i oddani pod dozór przełożonych. Muszą się regularnie meldować w jednostce. Po ponadpółrocznym areszcie spotkają się jednak z rodzinami, które nie kryją radości.

– Jesteśmy fizycznie i psychicznie wyczerpani, ale bardzo szczęśliwi – mówił wczoraj po południu Władysław Bywalec, ojciec Łukasza B. Dodał, że syn zamierza wyjść z aresztu w mundurze. – Chce pokazać, że nadal jest żołnierzem – podkreśla Bywalec.

Sąd, argumentując wczorajszą decyzję, uznał, że w stosunku do żołnierzy są realne przesłanki uzasadniające sens stawianych zarzutów, ale nie ma obawy matactwa w toczącym się śledztwie.

Mecenas Andrzej Reichelt, obrońca Tomasza B. i Andrzeja O., werdyktem sądu nie jest zaskoczony.

Reklama
Reklama

– Po tym, gdy zobaczyłem opinię dotyczącą moździerza i amunicji, nie wyobrażałem sobie innej decyzji. Możemy teraz dyskutować o ewentualnych zarzutach, ale na pewno nie w kategoriach zbrodni wojennej czy zabójstwa – podkreśla.

W podobnym tonie wypowiada się mecenas Czesław Domagała, obrońca Łukasza B. – Myślę, że ostatnia opinia biegłych mogła mieć tutaj decydujące znaczenie. Sprawiedliwości stało się zadość – mówi.

Opinia balistyczna sporządzona przez biegłych potwierdziła liczne wątpliwości, które narastały wokół sprawy Nangar Khel. Wynika z niej, że zabudowania być może wcale nie były celem ostrzału. Z pewnością nie były jedynym ostrzelanym obiektem. Mogłoby to podważać tezę, że żołnierze mieli zamiar zniszczyć wioskę. Eksperci mówią też o wadliwie działającym sprzęcie.

„Rz” jako pierwsza ujawniła, że jeszcze przed ostrzałem wioski żołnierze meldowali przełożonym, że pociski koziołkują i nie dolatują do celu. Prosili też, by amunicja została wymieniona. Tak się jednak nie stało.

Podejrzani konsekwentnie nie przyznają się do winy. Twierdzą, że zabudowania zostały zniszczone na skutek usterek moździerza i amunicji. Przed miesiącem Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił areszt trzem z siedmiu żołnierzy podejrzanych o umyślne ostrzelanie cywilów w Afganistanie. Sąd uznał, że nie ma już ryzyka mataczenia. Ocenił też, że wykonywali oni jedynie rozkazy przełożonych. Zdecydował, że areszt opuszczą starsi szeregowi: Jacek J., Robert B. i Damian L. Wczoraj tę decyzję podtrzymał Sąd Najwyższy, który rozpatrywał zażalenia prokuratury.

Do ostrzału afgańskiej wioski Nangar Khel doszło w sierpniu 2007 r. Zginęło sześciu cywilów, w tym kobiety i dzieci. Podejrzani żołnierze służą w 18. Batalionie Desantowo-Szturmowym w Bielsku-Białej.

Reklama
Reklama

Rz: Zgodzi się pan ujawnić swoje nazwisko?

Andrzej Osiecki:

Oczywiście. Nie wstydzę się swojego nazwiska. Poza tym i tak chyba już wszyscy wiedzą, jak ono brzmi.

Co się wydarzyło pod Nangar Khel?

Nieszczęśliwy wypadek. Ale więcej powiedzieć nie mogę. Trwa śledztwo.

Jeden z pana podwładnych po opuszczeniu aresztu mówił o wadliwie działającym moździerzu...

Reklama
Reklama

To prawda, moździerz nie działał prawidłowo. Jednak główną przyczyną tragedii była wadliwie działająca amunicja.

Od wydarzeń w Nangar Khel minął już blisko rok. Jak głęboko to w panu siedzi?

Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Zmieniło się życie całej mojej rodziny.

Zginęli też ludzie.

To prawda, ale trudno mi siebie obwiniać za śmierć tych Afgańczyków. Wydarzyła się tragedia, ale możemy rozmawiać raczej o wojnie. O tym, czy jest słuszna, czy nie. Czy nasza obecność w Afganistanie jest potrzebna, czy też nie. To wszystko zależy od polityków.

Reklama
Reklama

Zamierza pan zostać w wojsku?

Ja cały czas jestem żołnierzem i nic się tutaj nie zmieni. Przynajmniej na razie. To dlatego opuszczaliśmy areszt w mundurach.

Czy pobyt w areszcie był dla pana trudnym przeżyciem?

Oczywiście, to niełatwe. Ale powiem szczerze – mniej dotkliwe jest pół roku spędzone w areszcie, niż pół roku na misji w Iraku czy Afganistanie.

Jak pan zamierza spędzić najbliższy czas?

Reklama
Reklama

Chcę go spędzić z najbliższymi – z żoną Martą i córką Nicole.

rozmawiał Łukasz Zalesiński

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Służby
Dlaczego w Lubartowie ogłoszono alarm powietrzny? Wojewoda czeka na wyjaśnienia
Służby
Odmowa prezydenta Karola Nawrockiego. Nie przyznał orderów i odznaczeń w służbach specjalnych
Służby
Sondaż: Niejednoznaczna ocena działań państwa po dywersji na torach
Służby
Kolejna wizyta funkcjonariuszy CBA w siedzibie fundacji Tadeusza Rydzyka
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama