Zakłada on m.in., że w przyszłym roku zniknie pobór. A wraz z końcem 2010 r. w wojsku będą służyć tylko zawodowi żołnierze. Ma ono liczyć 120 tys., w tym 90 tys. żołnierzy służby czynnej i 30 tys. rezerwistów.

Wczoraj premier Donald Tusk zadeklarował gotowość współpracy z prezydentem. – Nie wyobrażam sobie, aby praca nad profesjonalizacją polskiej armii mogła przebiegać w atmosferze sporu politycznego – powiedział. Zapewnił, że rząd skrupulatnie przeanalizował zalety i wady płynące z profesjonalizacji wojska. Zdaniem szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysława Stasiaka przesunięcie terminu pełnej profesjonalizacji armii z początku na koniec 2010 roku świadczy o realistycznym podejściu rządu do tej sprawy. Zaznaczył też, że prezydent Lech Kaczyński „nie sprzeciwia się profesjonalizacji armii”.

Jednak na tym pochwały dla rządu się kończą. Według szefa BBN w programie brakuje np. dokładnych wyliczeń kosztów profesjonalizacji. To samo zarzuca Aleksander Szczygło, były szef MON. Zaznaczył, że miesięczne utrzymanie jednego żołnierza z poboru jest około trzykrotnie tańsze niż żołnierza zawodowego, tymczasem budżet MON ma się skurczyć. – Projekt jest nierealny, nieprzemyślany, z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa niebezpieczny, bo osłabia możliwości obrony Polski – ocenia Szczygło.