Dwudniowy konkurs indywidualny sprowadził się do interesującej rywalizacji o medale w wykonaniu Lindvika, Stefana Krafta i całej słoweńskiej czwórki: Timiego Zajca, Domena i Petra Prevców oraz Anze Laniska. Norweg zwyciężył, gdyż w żadnym z czterech dalekich skoków nie popełnił błędu, rywalom zdarzyły się wpadki niekiedy zawinione także przez wiatr.
Ci, którzy w lotach najbardziej cenią odległość, zapewne chcieliby widzieć mistrza w Zajcu – młody Słoweniec jako jedyny dwa razy przekroczył 240 m, ale lądując bez telemarku tracił sporo punktów za styl. Wszyscy Słoweńcy skakali jednak doskonale – nawet rezerwowy Cene Prevc jako przedskoczek poleciał 243,5 m.
Jak przewidywano, nikt w niedzielnym konkursie drużynowym nie dał rady słoweńskiej sile. Najlepsze wyniki mieli ponownie Timi Zajc i Anze Lanisek.
Więcej walki było o srebro i brąz między Niemcami, Austrią i Norwegią. Drugie miejsce zajęli Niemcy (Karl Geiger przypomniał sobie, że jest świetnym lotnikiem), wyprzedzili Norwegów z nowym mistrzem świata w składzie. Austriak Stefan Kraft tym razem nie skakał jak rekordzista świata.
Polacy w konkursie indywidualnym tylko trzy razy na tuzin lotów przekroczyli granicę 220 m, w próbach Kamila Stocha i Piotra Żyły nie było jednak stabilności, tę pokazał jedynie Jakub Wolny – nagrodą było 11. miejsce. Paweł Wąsek dopiero uczy się latać daleko, więc jego rekord życiowy (210,5 m) należy przyjąć życzliwie i czekać na więcej w przyszłości.