Wiele psów i kotów znika po odłowieniu przez hycli, inne giną w przepełnionych, niespełniających standardów schroniskach. Prace nad zmianą prawa trwają, a bezdomność zwierząt wciąż pozostaje bardziej sposobem na zarabianie pieniędzy niż problemem, który można rozwiązać.
- W Polsce bezdomność zwierząt generuje niesamowite zyski - mówi Dorota Sumińska, lekarka weterynarii i publicystka. Samorządy płacą prywatnym firmom za opiekę nad bezpańskimi psami i kotami. Tymczasem NIK w zeszłorocznym raporcie zauważyła, że połowa ze skontrolowanych gmin w ogóle nie sprawdzała, co się działo z dostarczonymi do schroniska zwierzętami. Taki system "opieki" doprowadził do powstania kilku patologii.
Samorządy zainteresowane były głównie wyłapywaniem bezdomnych psów i kotów. Wydały na to 80 proc. wszystkich pieniędzy przeznaczonych na opiekę nad zwierzętami. W następstwie takiego postępowania ponad 60 proc. skontrolowanych gmin zlecało wyłapywanie psów i kotów bez zapewnienia im miejsc w schroniskach, bo na te zabrakło już pieniędzy. Otwierało to drogę do uśmiercania zwierząt albo umieszczania ich w miejscach, w których nie mogły przeżyć.
NIK wskazała w swoim raporcie na konieczne zmiany w prawie. Wśród wniosków de lege ferenda znalazły się:
- ustawowy obowiązek rejestracji i znakowania psów (tzw. czipowania), co pozwoliłyby na śledzenie losów wyłapywanych zwierząt;