Często ze szczytnych lub czysto politycznych pobudek Sejm chce ulżyć np. podatnikom czy przedsiębiorcom, obniżając opłaty, wprowadzając ulgi czy zwolnienia. Tyle tylko, że zwykle nie biorą pod uwagę, że uszczerbek dochodów będzie dotyczyć nie tylko budżetu państwa, ale i samorządów.
Do 2003 roku sytuacja wyglądała znacznie lepiej. Samorządy miały ustawową gwarancję, że w razie zmian w przepisach ubytek będzie trzeba im zrekompensować. Ale przepis zniesiono. Od tego czasu nie ma roku, by samorządom nie obcięto dochodów lub przynajmniej nie dodano zadań, nie przekazując niezbędnych do ich realizacji pieniędzy.
Nawet z pozoru niezbyt znaczące zapisy – jak zwolnienie prokuratury i sądów z opłat za wydanie wypisów i wyrysów z ewidencji gruntów (wprowadzone w 2009 r.) – uszczupliły powiaty o miliony złotych. Starostowie z Dolnego Śląska, którzy w ostatnich dniach podnieśli tą kwestię, oszacowali swoje ubytki w dochodach na ponad 3 mln zł.
O wiele gorsze konsekwencje, zwłaszcza dla miast, miały zmiana skali podatkowej oraz zmiany w uldze rodzinnej. – Były one jednym z głównych powodów, dla których wpływy z PIT były niższe od zaplanowanych w budżecie – mówi Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich.
Kolejnym kłopotem, o którym od lat mówią samorządowcy, jest niedoszacowanie kosztów zadań. Dotacje często nie wystarczają na ich realizację, jak ma to miejsce chociażby w oświacie czy pomocy społecznej. Dlatego samorządowcy chcieliby przenieść duńskie rozwiązania, gdzie ustalone są standardy realizacji zadania i jego koszty w całości skompensowane.