Dzisiaj w przepisach o ochronie środowiska nie ma regulacji o brzydkich zapachach. Utrudnia to, a często wręcz uniemożliwia walkę z prowadzącymi śmierdzącą działalność - wielkimi fermami, wysypiskami śmieci, oczyszczalniami ścieków czy niektórymi zakładami przemysłowymi. Sztandarowe przykłady takich sporów to walka mieszkańców Więckowic koło Poznania z hodującą świnie spółką Prima czy boje o likwidację odorów wydostających się z podpilskiego Farmutilu.
Jednak nowy projekt krytykują zarówno przedsiębiorcy, jak i organizacje ekologiczne. Najbardziej nie podoba się to, że o konieczności likwidacji działalności miałaby decydować gmina.
Każdy rozpoczynający działalność w gminie, zarówno przedsiębiorca, jak i np. rolnik, będzie się musiał zobowiązać, że jego firma nie spowoduje uciążliwości zapachowych. W tym celu złoży w urzędzie gminy oświadczenie. Jeśli okaże się ono nieprawdziwe, wójt będzie mógł zakazać takiej działalności albo ją wstrzymać. Oświadczeń nie będą składali ci, którzy już mają swoje firmy bądź gospodarstwa. Nie znaczy to jednak, że mogą spać spokojnie.
Rada gminy będzie mogła podjąć uchwałę ograniczającą uciążliwości zapachowe. Byłoby to prawo miejscowe (tak jak obecnie np. plany zagospodarowania przestrzennego). Uchwała może np. ustalić, że w gminie nie będzie w ogóle źle pachnącej działalności, bo stawia ona na turystykę. Wówczas istniejące firmy (gospodarstwa) musiałyby dostosować się do wymagań określonych w uchwale albo wręcz zaniechać działalności. Gminną uchwałą będzie też można ograniczyć uciążliwości powodowane przez dany zakład.
Uchwałę podejmie rada gminy z własnej inicjatywy, z wnioskiem o nią będzie mógł wystąpić wójt, burmistrz lub prezydent miasta albo przynajmniej 50 mieszkańców. Zanim radni cokolwiek zdecydują, udadzą się na wizję lokalną.