Ustawa o państwowym ratownictwie medycznym (PRM) (DzU nr 112, poz. 654)
określa, że centrum urazowe to wysokospecjalistyczna jednostka wydzielona w szpitalnym oddziale ratunkowym. Powinno leczyć tylko poszkodowanych z wielonarządowymi obrażeniami. Są to najczęściej ofiary wypadków wymagające szybkiej diagnostyki i specjalistycznej pomocy. W praktyce karetki przywożą do centrów wielu pacjentów, którzy nie powinni do nich trafić.
– We wrześniu na 7 tys. chorych mieliśmy tylko dziesięciu z obrażeniami wielonarządowymi. Pozostali nie kwalifikowali się do leczenia w centrum i blokowali tylko łóżka pacjentom czekającym na zaplanowane zabiegi specjalistyczne – mówi Bogusław Poniatowski, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Martwe przepisy
Stopień obrażeń pacjentów, których karetka bądź helikopter powinny jak najszybciej zawieźć do centrum, określa rozporządzenie do ustawy o PRM. Wskazuje ono, że zadaniem personelu medycznego jest pomoc osobom, których życie jest zagrożone, bo mają np. rozległe zmiażdżenia kończyn czy uszkodzenie kręgosłupa.
– Cóż z tego, że jest prawo, skoro nikt go nie egzekwuje. Ratownicy medyczni są nieprzeszkoleni i nikt wobec nich nie wyciąga konsekwencji, gdy przywiozą do nas pacjenta np. ze złamanym kciukiem lub typowym złamaniem kończyny. Nasi lekarze nie odeślą go przecież – podkreśla Bogusław Poniatowski.