W ostatnim czasie do marszałka Sejmu wpłynął projekt nowelizacji ustawy o pracownikach samorządowych. Do dobry moment, aby zadać pytanie o sens utrzymywania stanowiska sekretarza gminy (powiatu, województwa). Zwłaszcza, że projekt wprowadza zmiany w przepisach określających status i tego stanowiska. Niestety czyni to bez sensu.
Urzędnik jak malowany
Aby zostać sekretarzem w gminie trzeba spełnić szereg kryteriów. Trzeba mieć wyższe wykształcenie i co najmniej czteroletni starz pracy na stanowisku urzędniczym, w tym dwa lata przepracowane na stanowisku kierowniczym urzędniczym. Sekretarz nie może być osobą karaną, a ponadto ma być apolityczny. Ustawodawca zakazał mu zarówno być członkiem partii politycznej, jak również uczestniczyć w tworzeniu takich partii.
2000 zł – to minimalny, miesięczny poziom wynagrodzenia zasadniczego dla sekretarza gminy.
Wydawać by się mogło, że za tak określonym kwalifikacjami i doświadczeniem zawodowym powinny iść odpowiednie kompetencje. Tak jednak nie jest. Ustawa o pracownikach samorządowych nie przyznaje bowiem sekretarzowi żadnych kompetencji własnych. Poza wykonywaniem określonych czynności z zakresu prawa pracy wobec wójta (burmistrza, prezydenta miasta). Ale też tylko wówczas, gdy wójt do ich wykonywania nie wyznaczy innego pracownika urzędu, np. sprzątaczki (por. art. 8 ust. 2 ustawy o pracownikach samorządowych).
A gdzie kompetencje?
Nic więc dziwnego, że w wielu gminach obowiązek „posiadania sekretarza" jest obchodzony w ten sposób, że jego obowiązki wykonuje inny pracownik zatrudniony na stanowisku kierowniczym. Trudno się dziwić: po co bowiem wykosztowywać się na stanowisko, które w zasadzie mogłoby nie istnieć? Przecież gminny sekretarz może w gminie tylko tyle, na ile mu pozwoli wójt. Tylko bowiem od wójta zależy, czy sekretarz będzie wyposażony w jakieś kompetencje, czy też nie.