Żadna skocznia narciarska nie zarobi w ciągu roku miliona złotych. Tyle bowiem może wynieść 2-proc. podatek od wartych po około 50 mln zł zmodernizowanych obiektów w Szczyrku czy Wiśle. Kluby piłkarskie wcale nie mają łatwiej, choć na ich stadionach odbywa się więcej imprez. Od wybudowanego kosztem 130 mln zł stadionu Zagłębia Lubin należałoby płacić 2,6 mln zł podatku rocznie, co stanowi około 10 proc. przychodów tego klubu.
Nie same zyski
Wszystko przez to, że stadiony, skocznie, baseny, a nawet tory wioślarskie są budowlami. Jeśli budowle są używane w biznesie – należy się od nich podatek.
– Nie da się zaprzeczyć, że organizacja imprez sportowych to biznes. Jednak podstawowym celem tych obiektów nie jest generowanie zysków, ale rozwój sportu, a więc funkcja społeczna – zauważył Remigiusz Ludwig, zastępca dyrektora Departamentu Infrastruktury w Ministerstwie Sportu. Słowa te padły podczas spotkania w Sejmie działaczy sportowych z posłami i urzędnikami, także Ministerstwa Finansów.
W szczególnie złej sytuacji jest Centralny Ośrodek Sportu, będący instytucją gospodarki budżetowej, przez co jest traktowany jak przedsiębiorca.
– W zasadzie od wszystkich naszych obiektów powinniśmy płacić ok. 8 mln zł rocznie. Będziemy mieli ogromny problem, by domknąć nasz budżet – żalił się w Sejmie Piotr Marszałek, dyrektor COS. Wprawdzie większość obiektów sportowych należy do samorządów (które zbierają ten podatek do swojej kasy i de facto ich to nie obciąża), ale wiele klubów sportowych je dzierżawi i podlega podatkowi. Kłopotu nie było, dopóki urządzenia sportowe, wybudowane wiele lat temu i całkowicie zamortyzowane, miały wartość bliską zera (bo amortyzację uwzględnia się w podstawie opodatkowania). Ale w ostatnich latach, m.in. dzięki środkom unijnym, wiele ośrodków sportowych unowocześniono i rozbudowano. Tym samym sportowe (i nie tylko) budowle zaczęły być łakomym kąskiem dla samorządów. Mogą one wprawdzie obniżać stawki podatku od nich, ale to z różnych powodów może im się nie opłacać.