Na razie zainteresowanie nie jest zbyt duże. Dziennie rejestruje się po kilkunastu nowych użytkowników. To jednak dopiero początek, bo platforma działa czwarty dzień.
– Mam nadzieję, że coraz więcej zamawiających będzie się decydować na przeprowadzanie e-licytacji. Sądząc po liczbie chętnych na szkolenia, które niebawem będziemy prowadzić, zainteresowanie tą formą udzielania zamówień jest spore – mówi Jacek Sadowy, prezes Urzędu Zamówień Publicznych. Żeby zachęcić zamawiających, UZP sam przeprowadzi pierwszą licytację. Chociaż można ją traktować jako pokazową, będzie to prawdziwe zamówienie na dostawę materiałów biurowych. Ogłoszenie o nim pojawi się jutro w Biuletynie Zamówień Publicznych. Każdy, kto zarejestruje się na platformie, będzie mógł śledzić przebieg licytacji.
[b]Doświadczenia innych państw pokazują, że dzięki elektronicznym zamówieniom oszczędza się średnio od 10 do 20 proc. w stosunku do tradycyjnych form.[/b] To dlatego, że przedsiębiorcy mogą proponować coraz korzystniejsze ceny. W zwykłym papierowym przetargu ich oferta jest ostateczna.
Polscy urzędnicy podchodzą do tej nowinki z dystansem, przekonani, że wszystko musi być na papierze. Są też jednak racjonalne obawy o to, czy przedsiębiorcy będą chcieli rywalizować w Internecie. O ile doświadczenie Warszawy, w której od kilku lat z sukcesem są organizowane takie licytacje, pokazuje, że nie brakuje chętnych, o tyle w mniejszych miastach może się to nie sprawdzić. Prezes Sadowy nie podziela jednak tych obaw.
– Początki mogą być trudne, ale z czasem i zamawiający, i przedsiębiorcy powinni się przekonać do Internetu – mówi.