Powstająca Fundacja Pełkińska Książąt Czartoryskich zamierza organizować międzynarodowy letni festiwal operowy w parku, plenery artystyczne, zaadaptować zabudowania folwarczne na szkołę zawodową rzemiosła, przygotować muzeum zabawek i podręczników szkolnych. Chce stworzyć izbę pamięci błogosławionego Michała oraz inne, dedykowane zasłużonym członkom rodziny. Pokaże pełkińskie archiwum i zbiory, ocalone przez Kościół, zamurowane w klasztorze. W założeniach jest biblioteka, pokoje gościnne, sala konferencyjna i galeria prac najwybitniejszych malarzy, rzeźbiarzy ostatniego półwiecza. Powstałby jedyny na wschodzie Polski zbiór sztuki współczesnej. Chcą połączyć muzea i domy prywatne wzdłuż wschodniej granicy kraju we wspólnej działalności kulturalnej pod hasłem: „Polskie domy na wschodzie Unii”.
– Pierwszy raz widzę ten projekt – mówi Tadeusz Chrzan, starosta jarosławski, kiedy pokazuję program. – Rozumiem krzywdę Czartoryskich, wiem, jakie zasługi położyła ta rodzina dla Polski, ale zgodnie z obowiązującym prawem dziś odpowiadam za ten majątek. Wielu chciało go kupić. Nie jestem paserem. Pragniemy kosztem 20 mln zł doprowadzić pałac do pięknego stanu, żeby służył mieszkańcom znowu jako dom pomocy społecznej oraz jako ośrodek usprawniający po ciężkiej chorobie, zawałach i udarach. Nawet gdyby spróbować przekazać ten majątek byłym spadkobiercom, to powiatu na utrzymywanie jego funkcji kulturalnej nie stać, a gwarancji na realność projektu Czartoryskich nie znam.
Kontakty z niektórymi członkami tej rodziny starosta uważa za trudne i niezasługujące na miano dialogu. We wzajemnych relacjach stron widać urazy, ambicje i nieufność.
Tymczasem żyjący spadkobierca Pełkiń i jego najbliżsi tworzą zespół, który wydaje się dawać szanse na powodzenie zamierzonego programu. Witold Czartoryski (prawnuk Witolda i Jadwigi) po dwóch fakultetach i doktoracie na temat samorządności lokalnej, były dyplomata w Wiedniu, dziś jest tłumaczem w pięciu językach przy Unii Europejskiej. Żona Krystyna, psycholog kliniczny po studiach menedżerskich zarządzania kulturą, prowadzi galerię sztuki w Warszawie. Synowie, absolwenci Oksfordu, gotowi są przenieść się do pracy w Pełkiniach.
[srodtytul]Łańcuch na wejściu[/srodtytul]
– Nie liczyłem pokoi, ale samo otwarcie wszystkich okien zajmuje mi 45 minut – mówi stróż, który pilnuje pałacu w Pełkiniach. Żal mu tego budynku, przeżeranego grzybem, pokrytego pajęczyną i odchodami buszujących w nim łasic. Z własnej inicjatywy w pogodne dni wietrzy wnętrza, żeby je osuszać. Moje wtargniecie przez furtkę dostrzega przez kamery. Ma zakaz wpuszczania kogokolwiek.