W przetargu ograniczonym zamawiający sam określa, ilu wykonawców zaprosi do złożenia ofert. Liczbę tę wskazuje w ogłoszeniu, przy czym nie może zaprosić mniej niż pięć firm i nie więcej niż 20. Jeśli wniosków o dopuszczenie do przetargu jest więcej, niż wynika to z ogłoszenia, o tym, kto przejdzie do drugiego etapu, decyduje liczba punktów przyznawanych za spełnienie warunków.
Szkopuł w tym, że [b]przepisy nie przewidziały, iż kilka firm może osiągnąć taką samą punktację. Zamawiający stają wówczas przed poważnym dylematem – unieważniać przetarg czy też zapraszać do niego więcej firm, niż zakładali w ogłoszeniu.[/b]
[srodtytul]Mniejsze zło[/srodtytul]
Taka sytuacja wystąpiła ostatnio w Gdańsku. Jednostka budżetowa tamtejszego urzędu miasta zorganizowała przetarg ograniczony na obsługę prawną. Jednym z warunków było wcześniejsze wykonanie co najmniej dwóch takich usług. Kancelarie, które mogły się pochwalić większą ich liczbą, dostawały dodatkowe punkty. – Zgodnie z ogłoszeniem do złożenia oferty miało być zaproszonych pięć kancelarii, które uzyskają najwyższą punktację. Z trzema pierwszymi nie było problemu – uzyskały różną liczbę punktów. Okazało się jednak, że cztery kolejne miały ich dokładnie tyle samo – opowiada Patrycja Pranszke, która odpowiadała za ten przetarg.
Ponieważ przepisy nie dają odpowiedzi, co zrobić w takiej sytuacji, zamawiający musiał sam podjąć decyzję. – Wybraliśmy mniejsze zło i zaprosiliśmy wszystkich siedmiu wykonawców, żeby nie unieważniać przetargu. Liczyliśmy się z tym, że może to spowodować protesty, gdyż zgodnie z ogłoszeniem do złożenia ofert powinno zostać zaproszonych tylko pięć kancelarii – tłumaczy Pranszke.