Cztery lata temu, gdy mieszkańcy wybierali 60-osobową Radę Warszawy, stolica była podzielona na dziesięć okręgów. W listopadowych wyborach samorządowych ma być ich dziewięć. Ta drobna na pozór zmiana może powodować istotne konsekwencje.
– Ustalenie nowych granic okręgów wymusiła demografia – mówi Łukasz Pardyka, zastępca urzędnika wyborczego w ratuszu.
W Śródmieściu przez ostatnie cztery lata ubyło mieszkańców, więc ta dzielnica nie mogła być już samodzielnym okręgiem. Została połączona z Ochotą. Włochy natomiast (w których dziś rządzi jedyny burmistrz z PiS) zostały przyłączone do Bemowa, gdzie silny jest elektorat Platformy i lewicy.
Opozycja w radzie miasta ocenia, że na zmianach granic okręgów Platforma może zyskać co najmniej dwa dodatkowe mandaty w radzie miasta, kosztem PiS i SLD.
Radny Bartosz Dominiak (SdPl) wypomina urzędnikom z ratusza, że proponowanych zmian nie opiniowały dzielnice. – Na ostatniej sesji nawet my zostaliśmy zaskoczeni propozycjami. A to skandal, że nie było czasu poważnie przedyskutować zmian. Okazuje się, że hasła o decentralizacji władzy powtarzane przez stołecznych urzędników są po prostu puste. A dzielnice mogą opiniować tylko to, co jest dla ratusza wygodne – ocenia radny.