Kłopoty pani Marzeny L. z Warszawy zaczęły się w 1994 r. Podczas zakupów skradziono jej wtedy torebkę z dokumentami, m.in. książeczkowym dowodem osobistym. Sprawę zgłosiła policji, ale jak w wielu takich przypadkach sprawca pozostał nieustalony.
Pani Marzena wyrobiła nowy dowód, a o przykrym zdarzeniu zapomniała. Po ośmiu latach, w 2002 r., na adres, pod którym nie mieszkała od sześciu lat, zaczęły docierać upomnienia z banku. Była w kontakcie z dawnymi sąsiadami, więc zawiadomili ją o tej korespondencji.
W banku się dowiedziała, że nie spłaciła kredytu. O tym, że ktoś się pod nią podszył i wykorzystując skradziony dowód osobisty wyłudził kredyt, powiadomiła także policję.
– W dniu, w którym wyłudzono kredyt, byłam za granicą. Nie miałam problemu z udowodnieniem tego. Ekspertyza biegłego od pisma ręcznego wykluczyła, że podpisywałam dokumenty. Sprawę kredytu udało się odkręcić. Zapłaciłam tylko nerwami – opowiada pani Marzena.
Złodziej pozostał bezkarny
Postępowanie w sprawie kradzieży również zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Pani Marzena miała w nim status pokrzywdzonej. Podczas tych czynności padła informacja, że sprawca posługiwał się telefonem PTK Centertel. Wtedy jeszcze nie skojarzyła, że przestępca mógł wziąć na jej konto nie tylko kredyt, ale i inne świadczenia.