W ocenie Stowarzyszenia, finansowe skutki reformy tj. koszty wymiany tablic, pieczęci i druków, koszty długotrwałych prac legislacyjnych, koszty zatrudnienia kilkudziesięciu dodatkowych dyrektorów sądów powołanych przez ministra, koszty licznego przesyłania korespondencji z sądu do sądu poniosło polskie społeczeństwo. Jednocześnie sami obywatele mieli utrudniony dostęp do prezesów sądów i problemy z załatwieniem niektórych czynności.
Jak podkreśla Iustitia, dalszym skutkiem "reformy" było zablokowanie sądów na pewien czas przez czynności związane z ich likwidacją, następnie zaś kilkumiesięczna przerwa w orzekaniu licznych sędziów, którzy zostali nieprawidłowo "przeniesieni" z sądu do sądu w ramach "reformy" i wskutek tego utracili prawo do orzekania w nowych sądach. - Czynności związane z tymi nieprawidłowymi przeniesieniami nadal trwają i absorbują Sąd Najwyższy oraz Trybunał Konstytucyjny - dodaje.
Zdaniem Stowarzyszenia, zapewne nigdy nie dowiemy się, ile pieniędzy z budżetu zmarnowano na "reformę" i pozostanie to ścisłą tajemnicą. "Ojcowie" reformy, która byłą taką porażką, nie będą się tym dziełem chwalić, zwłaszcza ci, którzy nadal pełnią swoje odpowiedzialne funkcje.
- Autor "reformy" składał obietnice w propagandowych plakatach. Nakazał je wydrukować i rozwiesić (też na koszt obywateli) przed dniem 1 stycznia 2013 r. w likwidowanych sądach, dla uzasadnienia swojej decyzji. Dziś, po dwóch latach zamieszania, można byłoby rozwiesić takie plakaty ponownie. Ale tym razem ich treść byłaby prawdą! - stwierdza Stowarzyszenie.
I przypomina, iż w obronie sądów zmobilizowały się społeczności lokalne, doprowadzając do uchwalenia ustawy przywracającej sądy - zawetowanej przez Prezydenta RP. Poczuł się on jednak w obowiązku zaproponować inne rozwiązanie, które też prowadzi do stopniowego przywrócenia niemal wszystkich zlikwidowanych sądów.