Pani prezes, właśnie odebrała pani powołanie na drugą kadencję na prezesa Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, i to z dużym zaufaniem prezydenta. Jak pani ocena dziś tę pierwszą, która jest już za nami?
Ocenę mojej pierwszej kadencji pozostawiam innym. Myślę jednak, że zaufanie, którym ponownie obdarzyli mnie zarówno sędziowie, jak i prezydent, świadczy dobrze o mojej dotychczasowej służbie na tym stanowisku.
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest nowa w Sądzie Najwyższym... Pierwsza jej kadencja była trudna? Zdarzały się przecież trudne tematy, m.in. wybory.
Była bardzo trudna. Złożyły się na to zarówno czynniki zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Wystarczy wspomnieć, że to był czas tworzenia i organizowania Izby praktycznie od nowa. Proszę pamiętać, że na początku na dwudziestu sędziów mieliśmy jednego asystenta i ani jednego pracownika administracyjnego. Było to wyzwanie, ale takie bardzo lubię. Dzisiaj – po ponad trzech latach – mam satysfakcję, że Izba działa sprawnie, ma wspaniały i zgrany zespół, a niektóre z przyjętych u nas rozwiązań powoli są wdrażane także przez inne izby. To, co początkowo wydawało się przeszkodą, ostatecznie okazało się szansą na stworzenie czegoś nowego, nieobciążonego zawisłą nad sądownictwem klątwą: „bo zawsze tak było".
Można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty. Druga kadencja ma szansę być inna? Łatwiejsza? Przy obecnym zamieszaniu w Sądzie Najwyższym może się okazać, że wcale lżej nie będzie...