Ministerstwo Sprawiedliwości chce się wycofać z pomysłu poziomego awansu sędziowskiego. Środowisko w tej sprawie też jest podzielone. Przeciwnikami takiego awansu są sędziowie sądów apelacyjnych, którzy nie mogliby z niego skorzystać. Twierdzą, że poprzez możliwość awansu poziomego ucierpi prestiż sędziów w apelacji.
Na czym miał polegać taki awans? Sędziowie awansowaliby na sędziów wyższej instancji, ale nie zmienialiby miejsca pracy, tylko orzekali dalej w starym, macierzystym sądzie. Obok prestiżu zyskaliby także wyższe pensje. Taką możliwość dawały przepisy, mające wejść w życie w lipcu tego roku (jako ostatni z przepisów zmienionej w zeszłym roku przez ministra Zbigniewa Ziobrę ustawy o ustroju sądów powszechnych). Tymczasem w MS przygotowano nowelę, w której z takiego awansu zrezygnowano. – To nie jest właściwy sposób premiowania sędziów na wyższe stanowiska – tłumaczy „Rz” Jacek Czaja, wiceminister sprawiedliwości. I dodaje, że awans tylko dlatego, że zdobyli wymagane doświadczenie (przepracowali 15 lat na danym stanowisku) i niczym się nie narazili (nie byli karani karami dyscyplinarnymi ani upominani wytykiem czy zwróceniem uwagi), jest nieuzasadniony. Ponadto wszystkie decyzje w tych sprawach pozostawałyby w rękach prezydenta. W procedurze pominięto bowiem Krajową Radę Sądownictwa, a właściwie sprowadzono ją do roli skrzynki przekaźnikowej. Rada nie ocenia bowiem merytorycznie pracy sędziów, ale tylko spełnienie przesłanek formalnych. Następnie akta trafiają do prezydenta. Jeśli ten odmówi powołania, pechowy kandydat ponownie może się o nie ubiegać dopiero po trzech latach.
Rezygnacja z wprowadzenia awansu poziomego nie podoba się Stowarzyszeniu Sędziów Polskich Iustitia.
– Od kilku lat był nam obiecany – mówi „Rz” sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Iustitii. – Miał on uregulować należycie sytuację sędziów, którzy nie mogą awansować, dlatego że nie ma miejsc w sądach wyższego rzędu lub orzekają w nietypowych, specyficznych wydziałach. Nawet najwięksi zwolennicy awansu poziomego przyznają, że nie jest on rozwiązaniem idealnym. Dodają jednak, że za jego wprowadzeniem przemawia wiele argumentów. Po pierwsze – sędziowie sądów odległych od siedzib okręgów czy apelacji mają małe szanse awansu pionowego (taki model dziś obowiązuje), ponieważ wiąże się on z poważnymi zmianami życiowymi. Sędzia z małego miasta nie przeprowadzi się do stolicy np. województwa, bo nie stać go np. na kupno mieszkania. Zwykle też ma rodzinę.
Po drugie – w okręgach, w których siedzibą sądu okręgowego jest większe miasto, a pozostałe mieszczą się w mniejszych, przejście sędziego z terenu do sądu okręgowego jest rzadkie. Po trzecie – sądy apelacyjne (zaledwie 18 proc. liczby sędziów sądów okręgowych) dobierają sobie nowych sędziów, najpierw ich do siebie delegując. Po obserwacji decydują się na powołanie.