Było to spotkanie ponad setki sędziów warszawskich sądów z ich reprezentantami: sędzią Sądu Najwyższego Stanisławem Dąbrowskim, przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa, Teresą Romer, prezesem Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, i Katarzyną Gonerą, sędzią SN (działaczką Iustitii), która brała udział w przygotowaniu założeń do kompleksowego uregulowania statusu sędziego, w szczególności naboru do tej profesji. Miał być też minister sprawiedliwości, potem mówiono, że będzie wiceminister, jednak w końcu nikt z Ministerstwa Sprawiedliwości nie przyszedł.
Młodzi sędziowie nie chcą być dłużej zwodzeni obietnicami podwyżek. Sięgną po dni bez wokandy, publikowanie w Internecie krytycznych wystąpień.
– Mam 30 lat i nie mam dzieci. Mnie ta pensja jeszcze wystarcza, ale co mają zrobić sędziowie, którzy już założyli rodziny? Byliśmy łudzeni podwyżkami, zostaliśmy oszukani przez władzę, stąd te już emocjonalne reakcje. Będzie wybuch – ostrzegał Wiktor Piber, sędzia Sądu Rejonowego Warszawa Praga-Północ.
Gdy jedna ze starszych sędzi rzuciła: – Nie musicie być sędziami, odpowiedzieli: – Ale my chcemy być sędziami, do tego zawodu się przygotowywaliśmy.
Nikt z uczestników spotkania nie powiedział oczywiście, że sędziowie, zwłaszcza najmłodsi (z sądów rejonowych), zarabiają wystarczająco, bo wiadomo, że ich realne płace spadają. Spór dotyczył formy protestu, jego nasilenia. Sędzia Romer uznała za skandaliczne publiczne wypowiedzi sędziów, że biorą jednodniowy urlop na żądanie bądź zwolnienie lekarskie, by uczestniczyć w tzw. dniu bez wokand (forma protestu sędziów). W ten sposób pochwalają bezprawne działania, co może się odbić na ich opinii w społeczeństwie.