Książki testuję w metrze, na trasie Ursynów - Centrum. Jeśli akcja wciąga do trzech pierwszych stacji – dalej może być tylko lepiej. Jeśli lektura nie zachwyca, daję jej szansę do Centrum. Ale jeżeli przegapię stację wysiadkową – wiem, że autor jest mistrzem.
[srodtytul]Dedykowane przyjaciołom[/srodtytul]
„Trzy cienie” wciągnęły mnie jak trąba powietrzna. Zresztą, ta graficzna opowieść ma coś z tornada. Jest w niej żywioł miłości. I nie chodzi o romans, lecz o uczucie ojca do syna.
Autor, Cyril Perdosa, rocznik 1972, francuski rysownik i animator (pracował przy Disney’owskim opracowaniu „Dzwonnika z Notre-Dame” i „Herkulesie”) trzy lata temu zbuntował się przeciwko jałowej pracy dla firmy. Zaczął tworzyć komiksy. Z nieprawdopodobnym sukcesem. „Trzy cienie” zdobyły Prix Essentiel ubiegłorocznego festiwalu komiksów w Angouleme i renomę komiksowej rewelacji.
W jednym z wywiadów rysownik wspominał, że pierwowzorami Louisa i Lise, książkowych rodziców małego Joachima, byli jego przyjaciele. Im właśnie dedykował komiks. Kilka lat temu obserwował ich beznadziejną walkę o życie synka. Jemu też było gorzko, gdy patrzył na umierające dziecko. Wymyślił wtedy bajkę o ojcu, który usiłuje ocalić malca, zamykając go we… własnej dłoni. Rośnie, potężnieje, ucieka przed fatum w siną dal. A choć nie wygrywa z losem – na to nie ma mocnych – przezwycięża strach, dojrzewa emocjonalnie, potrafi docenić dobre chwile. Ten fragment wszedł do „Trzech cieni”, ale natrafiamy nań dopiero pod koniec książki.