Kobieta wsiada na rower w kierunku Magdalenki. Rodzina puszcza bańki. Ktoś uwikłany w nierozwiązywalny problem żyje i pracuje. Pani czesze psa na tle Żuka. Teresa ma piękny widok na podwójną tęczę. Proszę siadać. Zabijanie świni. Milion kur utonęło. Piesek drapie się za bramą.

Art&Business na Facebooku

Tytuły obrazów Jarosława Modzelewskiego to katalog sytuacji banalnych i podrzędnych: coś za oknem, coś spod stołu, coś na stole, codzienność. Mimo takiego, zdawałoby się, nieciekawego doboru tematyki ten pięćdziesięciosześcioletni artysta z Warszawy brał udział w najważniejszych wystawach ostatnich dekad. Żadne zestawienie polskiej sztuki współczesnej nie może obyć się bez wspomnienia o nim, a każdy, kto chce mówić o jego twórczości, nie może pominąć tak wybitnych nazwisk jak Malewicz, Wróblewski, Gierowski, którzy stali się dla Modzelewskiego istotną inspiracją. Obok nich artysta wymienia jeszcze innych, nie mniej ważnych: Malczewskiego, Strzemińskiego, Włodarskiego. Co sprawia, że te obrazy od lat działają z taką samą siłą, będąc, jak to zgrabnie ujął Piotr Sarzyński, „rozpisaną na wiele głosów (obrazów) wariacją na jeden temat: samotności"?

Kluczem okazała się prostota. Dużo o metodzie, którą Modzelewski stosuje w zasadzie do dziś, powiedziała już jego praca dyplomowa (dyplom Akademii Sztuk Pięknych z malarstwa uzyskał w 1980 roku). Jak zauważa Marta Tarabuła, prace Modzelewskiego naznaczyła pracownia prof. Stefana Gierowskiego i przekonanie, że „obraz musi być konstruowany, to znaczy oparty na wewnętrznej strukturze form: barw i kształtów". Dyplomowe wyabstrahowane, przekoloryzowane znaki (np. biało-zielona flaga polska, czerwono-brązowe jing-jang), a następnie uproszczone motywy z szablonu czy wycinanki – „Szturmujące delfiny" z 1981 roku czy „Marlow – człowiek morza" z 1984 roku, to przedsmak nasycenia kolorem i doprowadzenia prostej formy do perfekcji – strategię tę Modzelewski z powodzeniem stosuje do dziś.

Poleca www.abbeyhouse.pl