Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus
Nie dlatego, że artystom zbywało na wyobraźni. Tego domagali się zleceniodawcy. Prywatni, kościelni, państwowi. Przy okazji, autorzy przemycali mnóstwo informacji o sobie, donatorach i w ogóle o epoce. I chyba taki sposób patrzenia na malowidła związane z narodzinami Bożego Syna jest dla nas najciekawszy
Trzy tematy główne
Gdyby przeprowadzić ankietę najpopularniejszych bożonarodzeniowych motywów, na czele znalazłoby się zwiastowanie, Święta Rodzina i pokłon Trzech Króli. Trzy odmienne w charakterze sytuacje, z inną liczbą uczestników, na różnym szczeblu realności.
W scenie zwiastowania pojawiają się tylko Maria i archanioł Gabriel. Sytuacja wyimaginowana: spotkanie kobiety i wysłańca niebios. Ona zawsze jest dziewczęca i uduchowiona, ale też cielesna, niekiedy nawet zmysłowa. Zazwyczaj uosabiała ideał kobiecego piękna epoki. A skąd brano pierwowzory anielskiego "dostojnika"? Jego wygląd zawsze był kreacją wyobraźni artysty, z kilkoma stałymi elementami: długie blond loki, koszula i imponujących rozmiarów skrzydła. Musiał też wyglądać na istotę bezpłciową, jednak dorosłą; wyróżniać się urodą i dostojeństwem. Pewnych trudności nastręczało także połączenie sprzecznych odczuć malujących się na twarzy Marii i odzwierciedlonych w jej pozie - zaskoczenia wymieszanego z ufnością. W dodatku Dziewica nie mogła wykonywać gwałtownych gestów ani grymasów. Po prostu nie przystoił jej nadmiar emocji. Nic dziwnego, że apogeum popularności tego wątku przypadło na okres gotyku, odległego od realizmu. Od renesansu coraz rzadziej podejmowano temat zwiastowania. Symptom czasów: artystów i odbiorców coraz bardziej interesowała psychologiczna i emocjonalna prawda przedstawionych postaci. Dotyczyło to również Boga-człowieka i jego Matki.
Od XVI stulecia coraz większym wzięciem u malarzy cieszy się Święta Rodzina. Najczęściej interpretowana jako intymna scena rodzajowa z życia wieśniaków lub rzemieślników powraca jeszcze w XIX, a sporadycznie nawet w XX wieku. Do postaci Marii, Józefa i Dzieciątka pozowali zwykli śmiertelnicy, nierzadko krewni malarza. Uwiecznieni w domowym zaciszu, zachowywali się z naturalną swobodą. Jakby nie zauważali jedynego świadka - artysty.