Surrealista niebanalny

Roberto Matta – ostatni z wielkich międzywojennych surrealistów. Nie tylko żył najdłużej, ale był też jednym z najlepszych. Jego prace można oglądać właśnie w krakowskim Muzeum Narodowym.

Publikacja: 03.08.2013 01:01

Surrealista niebanalny

Foto: ROL

Artykuł z tygodnika "Przekrój"

Na czym polegała rewelacja sztuki Roberta Matty? Chilijski artysta stworzył coś, co istniało pomiędzy abstrakcją a przedstawieniem – i nie było ani jednym, ani drugim. To było coś nowego. Matta malował nierealne przestrzenie, w których zwykła euklidesowa geometria i prawa fizyki nic nie znaczyły. Pokazywał alternatywny świat, wypełniony przez światło, twory i formy, które nie istniały, a przecież wydawały się konkretne i rzeczywiste, bo zostały namalowane. Był to rodzaj surrealizmu, którego – w odróżnieniu od kreślonych z fotograficzną precyzją wizji Dalego – nie dało się łatwo zbanalizować. Dlatego właśnie sztuka Dalego została szybko pochłonięta przez oceany surrealistycznego kiczu, a twórczość Matty była inspirująca na przełomie lat 30. i 40. i pozostała taka do dziś. Promieniowała również na Polskę. Wystawa w Krakowie oprócz prac samego Matty pokazuje wpływ, jaki jego malowanie wywarło na takich fundamentalnych dla polskiej sztuki artystów jak Tadeusz Kantor czy Jan Lenica.

Zburzyć stary Paryż

Kiedy miał ledwie 22 lata, został prostym marynarzem, zaciągnął się na statek i popłynął do Europy. Roberto Antonio Sebastian Matta Echaurren (1911–2002) urodził się w Santiago de Chile. Miał hiszpańskie, francuskie i baskijskie korzenie, pochodził z zamożnej klasy średniej, odebrał jezuickie wychowanie, studiował na katolickim uniwersytecie. Był właśnie świeżo po zakończeniu studiów architektonicznych. Jako dyplom pokazał projekt budynku inspirowanego ciałem nagiej kobiety, którego nie dało się zbudować, a chwilę potem zwiał z domu. Wydawało mu się, że Chile, w którym się urodził, leży na końcu świata. W sensie artystycznym rzeczywiście tak było. Trafił w końcu do Paryża, czyli tam, gdzie w latach 30. lądowali poszukiwacze artystycznych przygód z różnych stron świata. Zaczepił się w studiu wielkiego Le Corbusiera jako kreślarz. Architekt, który myślał wówczas intensywnie, jak by tu zburzyć stary Paryż i zbudować nowe, modernistyczne miasto totalne, zauważył, że młody Chilijczyk nie jest może wybitnym budowniczym, ale za to nie brakuje mu wyobraźni. Od tego momentu Matta zaczął wchodzić do coraz głębszych kręgów artystycznej moderny. Luminarze awangardowej kultury podawali go sobie z rąk do rąk. Najpierw poznał swojego rodaka, chilijskiego poetę, dyplomatę i obieżyświata Pabla Nerudę, który wiele lat później miał dostać Nobla. Neruda przedstawił Mattę swojemu przyjacielowi, Federicowi Garcii Lorce, poecie, który stał się republikańskim głosem i literacką ikoną wojny domowej w Hiszpanii. To właśnie Lorca dał młodemu Chilijczykowi list polecający do swojego druha, niejakiego Salvadora Dalego. Kiedy w 1937 r. Matta pokazał Dalemu ów list, jego autor już nie żył; rok wcześniej Lorca został pojmany i rozstrzelany przez faszystów generała Franco. Pośmiertnie wyświadczył Robertowi Matcie wielką przysługę. Chilijski artysta nie miał w tym czasie wielkiego dorobku artystycznego; formalnie rzecz biorąc, w ogóle nie był malarzem, tylko kreślarzem w studiu Le Corbusiera. Do pokazania miał tylko rysunki kredkami, ale to wystarczyło. Dali był zaintrygowany. Wytłumaczył młodemu człowiekowi, że jest surrealistą i koniecznie powinien poznać Andre Bretona. W ten sposób Matta dotarł do osobistości rozdającej karty w awangardzie lat 30.

Dadaiści – punkowcy lat 20.

Andre Breton był gigantem i potworem, człowiekiem napędzanym ciągłym pragnieniem przewrotu i rewolucji. Pisał, ale nie był najwybitniejszym pisarzem swojej generacji. Gromadził za to wokół siebie i organizował innych artystów; nie krył dyktatorskich zapędów. I wojna światowa ostatecznie rozwiała jego złudzenia co do seansu mieszczańskiego porządku. We wczesnych latach 20. za najpilniejsze zadanie uważał „zabicie sztuki". Przystał do dadaistów, którzy byli punkowcami owych czasów, ale wkrótce uznał anarchistyczny pesymizm Dada za dziecinny i nie dość radykalny. Pokładał nadzieje w podświadomości; pojechał do Wiednia szukać poparcia u Freuda, ale ten uznał go za wariata. W 1924 r. opublikował „Manifest surrealistyczny", w którym zapowiadał rewolucję myśli przeciw rozumowi. Breton wymyślił surrealizm jako teorię i jako ruch. W istocie ów ruch nigdy formalnie nie istniał, a jednak Breton rządził nim żelazną ręką; udzielał surrealistycznych błogosławieństw jednym artystom, innych ogłaszał heretykami, wyklinał i wykluczał – potrafił nawet wyrzucić z surrealizmu ludzi, którzy, jak Picasso, nie zdawali sobie sprawy, że do niego należą. Usunął z grona surrealistów również Dalego, zresztą niedługo po tym, kiedy ten przyprowadził Roberta Mattę. Chilijczyk bardzo się jednak Bretonowi spodobał; w istocie ujrzał w nim ucieleśnienie wszystkich najważniejszych surrealistycznych postulatów. Nie był zresztą w tym poglądzie odosobniony. W tym samym 1937 r., w którym poznał Bretona, Matta wziął udział w przygotowywaniu pawilonu hiszpańskiego na Wystawę Światową w Paryżu. Była to pamiętna wystawa: pole symbolicznej bitwy między siłami, które już wkrótce miały zetrzeć się fizycznie w czasie II wojny światowej. Wystawa niemiecka mieściła się w zwieńczonym monumentalną swastyką pawilonie zaprojektowanym przez nadwornego architekta Hitlera Alberta Speera. Pawilon radziecki wieńczyły tytanicznych rozmiarów posągi Robotnika i Kołchoźnicy Wiery Muchiny. Pawilon Hiszpanii, w której trwała krwawa wojna domowa i dogorywała republika, był bastionem lewicowej awangardy. Matta poznał tam „wszystkich", z Picassem i Duchampem na czele. Ten drugi również był zachwycony młodym artystą. „Matta to najbardziej przenikliwy malarz swojego pokolenia", wyrokował Duchamp. „Matta był w posiadaniu zupełnie nowej palety kolorów, być może jedynej, a z pewnością najbardziej fascynującej od czasów Matisse'a", wtórował mu Breton.

Fascynacja, romans, izolacja

W 1939 r. Matta, podobnie jak większość paryskiej awangardy, uciekał przed nadchodzącą wojną do Stanów. To właśnie tam wydarzyły się najważniejsze rzeczy w jego karierze. Wizjonerski, na wpół abstrakcyjny surrealizm Matty robił piorunujące wrażenie na młodych amerykańskich malarzach; byli wśród nich Robert Motherwell, Arshile Gorky i przede wszystkim Jackson Pollock. W ten sposób Matta stał się ojcem chrzestnym ekspresjonizmu abstrakcyjnego, kierunku, który po II wojnie światowej uczynił z Nowego Jorku stolicę sztuki nowoczesnej. Wpływowy krytyk Clement Greenberg, który tworzył teorię nowego ruchu, świadomie wykluczył z niego Chilijczyka. Ekspresjonizm abstrakcyjny miał być sztuką rdzennie amerykańską; Jackson Pollock ze swoją kowbojską przeszłością był idealnym ucieleśnieniem wymyślonego przez Greenberga mitu, w którym ani Matta, ani inni emigranci z Paryża już się nie mieścili. W 1948 r. świetnie rozwijająca się wcześniej amerykańska kariera Chilijczyka załamała się ostatecznie po samobójstwie Arshile'a Gorky'ego. Matta miał romans z jego żoną. Powszechnie obwiniany o śmierć malarza, izolowany towarzysko i bojkotowany artystycznie, wrócił do Europy.

Pod 16 warstwami farby

W listopadzie 2008 r. ponownie odsłonięto mural „Pierwszy cel ludu Chilijskiego", który Matta wykonał w ratuszu miasteczka La Granja na przedmieściach Santiago w 1972 r. Rok później żołnierze generała Pinocheta pokryli mierzące 24 metry długości malowidło 16 warstwami farby. W czasach faszystowskiej dyktatury Matta był w Chile artystą zakazanym; wymazano go. Generał miał powody, aby nie lubić tego malarza: Matta stworzył „Pierwszy cel ludu Chilijskiego" na cześć zwycięstwa socjalistycznego prezydenta Salvadora Allende, którego Pinochet obalił w krwawym zamachu stanu.

Z całego swojego długiego życia Matta spędził w Chile tylko pierwsze 22 lata. Wyjechał jako bardzo młody człowiek. Jego artystyczna historia rozegrała się w Stanach i w Europie, a jednak wrócił do kraju na pierwszą wieść o socjalistycznej rewolucji. Miał wówczas 60 lat. Mówi się, że kto za młodu nie był socjalistą, ten jest świnią, ale kto pozostaje socjalistą po trzydziestce, jest idiotą. Matta nigdy nie był świnią i pozostał „idiotą" do końca. W latach 30. niemal wszyscy członkowie ruchu surrealistycznego z Bretonem na czele należeli do partii komunistycznej; niektórzy, jak Louis Aragon, byli także stalinistami. W pojęciu surrealistów ich artystyczna rewolucja miała być zarówno rewolucją świadomości, jak i rewolucją polityczną. Rozczarowanie przyszło po II wojnie światowej; wtedy nie dało się już dłużej przymykać oczu na jawnie totalitarny charakter radzieckiego komunizmu. Przede wszystkim jednak surrealiści musieli pogodzić się z faktem, że między ich filozofią a sposobem, w jaki swoje interesy rozumieją klasy pracujące, istnieje przepaść. Proletariat nie chciał myśleć surrealistycznie. W latach 50. Breton widział sprawy dużo trzeźwiej niż w sprzyjających politycznemu fundamentalizmowi czasach przedwojennych i popierał publicznie antykomunistyczną, ale za to demokratyczną opozycję artystyczną w demoludach, w tym w Polsce. Matta nigdy nie wyzbył się jednak lewicowego idealizmu. Za jego głosem pojechał do Chile, by wspierać Salvadora Allendego politycznymi muralami. Ten sam głos zaprowadził go do Angoli, gdzie wspomagał antykolonialne powstanie i kazał mu brać udział w kampaniach przeciw wojnom w Wietnamie i Algierii.

Alternatywne przestrzenie wyobraźni

Po swojej wielkiej amerykańskiej dekadzie zakończonej rejteradą z Nowego Jorku w 1948 r. Matta w sensie artystycznym nie wymyślił już niczego nowego. Przeżył wszystkich wielkich surrealistów i amerykańskich abstrakcyjnych ekspresjonistów, których zainspirował. Przeżył także swojego syna, kultowego radykalnego konceptualistę Gordona Mattę-Clarka, który zmarł przedwcześnie w 1978 r., wieku 35 lat. Roberto Matta dotrwał do XXI w. jako żywy pomost pomiędzy heroiczną legendą awangardy a współczesnością. Równie żywotna okazała się jego sztuka; powołane siłą wyobraźni alternatywne przestrzenie, które kiedyś tak zachwyciły Duchampa i Bretona, wciąż wciągają i pozostają jednymi z najbardziej aktualnie wyglądających dzieł historycznego surrealizmu.

Artykuł z tygodnika "Przekrój"

Na czym polegała rewelacja sztuki Roberta Matty? Chilijski artysta stworzył coś, co istniało pomiędzy abstrakcją a przedstawieniem – i nie było ani jednym, ani drugim. To było coś nowego. Matta malował nierealne przestrzenie, w których zwykła euklidesowa geometria i prawa fizyki nic nie znaczyły. Pokazywał alternatywny świat, wypełniony przez światło, twory i formy, które nie istniały, a przecież wydawały się konkretne i rzeczywiste, bo zostały namalowane. Był to rodzaj surrealizmu, którego – w odróżnieniu od kreślonych z fotograficzną precyzją wizji Dalego – nie dało się łatwo zbanalizować. Dlatego właśnie sztuka Dalego została szybko pochłonięta przez oceany surrealistycznego kiczu, a twórczość Matty była inspirująca na przełomie lat 30. i 40. i pozostała taka do dziś. Promieniowała również na Polskę. Wystawa w Krakowie oprócz prac samego Matty pokazuje wpływ, jaki jego malowanie wywarło na takich fundamentalnych dla polskiej sztuki artystów jak Tadeusz Kantor czy Jan Lenica.

Pozostało 89% artykułu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl
Rzeźba
Trzy skradzione XVI-wieczne alabastrowe rzeźby powróciły do kościoła św. Marii Magdaleny we Wrocławiu
Rzeźba
Nagroda Europa Nostra 2023 za konserwację Ołtarza Wita Stwosza
Rzeźba
Tony Cragg, światowy wizjoner rzeźby, na dwóch wystawach w Polsce