Wystawa ponad 80 kolaży Herty Müller to dla polskich czytelników duża niespodzianka, bo ich wcześniejsze publikacje w wydawnictwach Korporacji Ha!art i Biura Literackiego znali dotąd nieliczni.
– Herta Müller stworzyła unikalną koncepcję poezji wizualnej, podporządkowaną formatowi pocztówki 10x15 cm – mówi Delfina Jałowik, kuratorka ekspozycji. – Prace pochodzą z lat 2005–2018. Kolaże to z jednej strony dzieło sztuki wizualnej, a z drugiej ewidentna poezja.
Początki zainteresowania niemieckiej noblistki formą poezji wizualnej były podobne jak u Wisławy Szymborskiej, choć to zbieżność przypadkowa. Własnoręczne kolaże Herta Müller wysyłała do przyjaciół i znajomych z podróży w latach 80. Szybko spostrzegła, że kryją ogromny potencjał, i zaczęła traktować je serio jako odrębny gatunek twórczości.
– Słowa i obraz muszą do siebie należeć. To dla mnie najbardziej fascynujące. Tekst to literatura tworzona środkami optycznymi – mówi o swoich kolażach w wywiadzie w katalogu krakowskiej wystawy „Tam, gdzie nie można mówić. Słowo jako obraz, obraz jako słowo".
W utworach często występują takie słowa, jak walizka, ucieczka, kraj, granica. Czasem artystce do ułożenia wiersza wystarcza dziesięć wyrazów, a kiedy indziej potrzebuje setki. Częste pojawiają się autobiograficzne motywy, jak w powieściach „Sercątko", „Dziś wolałabym siebie nie spotkać" czy „Huśtawka oddechu", w których powracała do czasów dyktatury w powojennej Rumunii, gdzie spędziła młodość, zanim emigrowała do Niemiec. Od kiedy zaczęła tworzyć kolaże, zaniechała wydawanie powieści.