Baba z kozą, starowinka z kurami, ślepy huculski śpiewak, huculskie sieroty – to nie jest zestaw bohaterów, do jakich przyzwyczaił fanów Kazimierz Sichulski.
Lwowianin studiujący na krakowskiej ASP pod okiem Wyspiańskiego i Mehoffera zaczął spektakularną karierę „intelektualnego" karykaturzysty w satyrycznym pisemku „Liberum Veto". A potem zapuścił się w czeluści Jamy Michalikowej, gdzie gnieździł się pierwszy polski kabaret Zielony Balonik. Tamże Sichulski zdobył popularność wśród krakowskiej elity, zarobił trochę kasy oraz poznał pewną aktorkę, demoniczną rudowłosą piękność, która wkrótce została jego żoną. Nieźle jak na kogoś, kto skończył zaledwie 25. rok życia.
Jednak dyżurny Balonikowy karykaturzysta niespodziewanie poczuł potrzebę zrównoważenia nieznośnej lekkości kabaretowego bytu – konkretem. Naturą. Taką prawdziwą, nieskażoną cywilizacją.
Gdzie na początku XX wieku można było znaleźć dziewiczą naturę? Krakusom najbliższe były podkrakowska wieś i Tatry, środowisko lwowskie opowiadało się za Karpatami Wschodnimi.
Pod koniec 1904 roku Sichulski wraz z dwoma kolegami z krakowskiej ASP, także lwowiakami, przedsięwziął pierwszą spedycję na Huculszczyznę. Zamieszkali w niedostępnej leśniczówce otoczonej dziewiczymi lasami. Warunki prymitywne, dające smak „męskiej" przygody. Przetrwali zimę, a wiosną wyprawili się w doliny wraz z autochtonami pędzącymi owce. Wrócili bogaci w doświadczenia, a także szkice i obrazy.