Reklama

Jacek Dubois: Konstytucyjne przebudzenie prezydenta

W całej Galaktyce nie ma głowy państwa, która by z równą systematycznością i nabożnością posługiwała się słowem „konstytucja”.

Publikacja: 14.02.2024 02:03

Jacek Dubois: Konstytucyjne przebudzenie prezydenta

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Po wysłuchaniu kilku publicznych wystąpień prezydenta, jakimi jesteśmy ostatnio zasypywani jak powojenni komuniści imperialistyczną stonką, wszyscy miłośnicy prawa powinni poczuć dumę. Bo na całej ziemi, a nawet w całej Galaktyce nie ma głowy państwa, która by z równą systematycznością i nabożnością posługiwała się słowem: konstytucja.

Poza twierdzeniem, że jej regułami powinni kierować się rządzący, prezydent uwielbia odwoływać się do orzeczeń i autorytetu Trybunału Konstytucyjnego. Prezydencka miłość do Trybunału jest tak gorąca, że prezydent odwołuje się do jego orzeczeń nawet w sprawach, w których ten nie był władny wydawać rozstrzygnięć. Ale przecież Temida jest ślepa, więc podobnie może być z miłością. I dla prezydenta takie drobiazgi, czy jakiś organ ma do czegoś uprawnienia czy nie, są bez znaczenia.

Czytaj więcej

Prof. Biernat: Wywiad dla Kanału Zero z komentarzem. Tylko dla odpornych

Deklarowana miłość

Ta adoracja Trybunału Konstytucyjnego,w zamyśle ustawodawcy mającego pilnować, by prawo uchwalane przez władzę ustawodawczą było zgodne z konstytucją, powinna wzbudzać najwyższy szacunek.

Jest tylko mały szczegół. Mianowicie że dzięki współpracy prezydenta z władzą wykonawczą i ustawodawczą Trybunał jest obsadzony niezgodnie z prawem, bo prezydent nie odebrał przysięgi od prawidłowo wybranych sędziów, a zaprzysiągł dublerów. Ponadto zasiadają w nim osoby, które zgodnie z ustawą podpisaną przez samego prezydenta z uwagi na cenzus wieku nie powinny w nim zasiadać.

Reklama
Reklama

O takich szczegółach, że zasiadają w nim nie sędziowie, tylko politycy wierni władzy, która ich wybrała i którzy orzekają w sprawie ustaw, które sami uchwalali, czy że na czele tej instytucji stoi nieprawidłowo wybrana prezes, nie warto już nawet wspominać.

A więc ta miłość do konstytucji jest już na pierwszy rzut oka paradoksalna, bo jak można deklarować miłość, jednocześnie aprobując, by jej strażnikiem był organ funkcjonujący w opozycji do zawartych w niej reguł.

Dlatego ta prezydencka miłość nie pachnie szczerością i zachodzi podejrzenie, że prezydent chce wykorzystać konstytucję, która już wcześniej doznała tylu krzywd z rąk polityków, do swoich aktualnych potrzeb.

Tekst znaleziony w archiwum

By przeanalizować, na ile prezydent był w przeszłości wierny tej miłości, którą obecnie tak ochoczo wyznaje, sięgnąłem do swojego archiwum. Odnalazłem w nim tekst, który z mecenasem Krzysztofem Stępińskim napisaliśmy w 2016 r. Polecam go państwu, bo może być pomocny w ocenie obecnych deklaracji prezydenta i jego politycznych przyjaciół.

„Zmęczony mężczyzna po wejściu do domu odstawił narty do pakamery i – tak jak stał – opadł na kanapę. Z kieszeni kurtki wyciągnął smartfon i przejrzał ostatnie wpisy na Twitterze. Rusałka – Ruchałka wróciła już ze szkoły, a Pimpuś Sadełko dostała czwórkę z wuefu. Zadowolony uznał, że ważne sprawy mają się dobrze. Leżąc na kanapie, rozmasowywał zmęczoną od potakiwania szyję. Palec dokuczał mu od uporczywego ściskania długopisu. Do tego niewyspanie dawało o sobie znać.

– Kochanie, co dzisiaj podpisałeś? – zagadnęła zalotnie żona, cmokając go w policzek.

Reklama
Reklama

Nim zdążył odpowiedzieć, usłyszał dzwonek telefonu. To mógł dzwonić ON. Zerwał się z kanapy i pobiegł do aparatu. Jak zawsze zdążył. Niestety nie dzwonił ON, tylko ona.

– Nie szanujesz mnie – rzuciła oskarżycielsko.

Mężczyzna westchnął ciężko. Nienawidził tych bezsensownych rozmów, ale nie mógł odłożyć słuchawki. Wszak słuchanie niezadowolonych obywateli należy do jego obowiązków. Chciał nie chciał, musiał podjąć rozmowę, choć tej dziewczyny nie lubił szczególnie, jak każdego ważnego z gorszego sortu.

– Jesteś dla mnie najważniejsza – powiedział pojednawczo.

– Nie wierzę ci. Masz mnie za nic.

– Ja mam cię za nic? Nieprawda, uwielbiam cię – przekonywał znużony. – Jeśli między nami się nie układa, to tylko twoja wina. Prosiłem cię, żebyś się zmieniła, a ty ciągle swoje, że wymagasz szacunku.

Reklama
Reklama

– Nie mów tak. Przecież obiecywałeś, że będziesz mi wierny.

– Obiecanki cacanki, a głupiemu radość – dla rozluźnienia atmosfery przytoczył przysłowie.

– Przyrzekałeś, a to sprawa honoru, a nie temat żartów, zwłaszcza na takim poziomie.

– Ty wszystko traktujesz tak poważnie, a ja cię właściwie nie znam.

– Jeszcze tego pożałujesz. Inni staną w mojej obronie.

Reklama
Reklama

– Nie strasz mnie. Jestem niezłomny i mam zasady. Zresztą widzę, że nasze drogi się rozchodzą. Dlatego proszę, nie dzwoń do mnie więcej.

Odłożył słuchawkę. Nie spodziewał się, że tak łatwo mu pójdzie. Spojrzał na zegarek. Ta zbędna i denerwująca go rozmowa zabrała mu jednak ponad dwie minuty życia, które mógł spędzić na kanapie. Z drugiej strony, nikt nie będzie mógł mu zarzucić, że nie próbował rozwiązać problemu. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wrócił na kanapę, by czekać na ten naprawdę ważny telefon.

– Andrzej, kto dzwonił? – spytała żona.

– Nikt ważny. To tylko ta wariatka Konstytucja”.

Prezydentowi po tylu latach możemy pogratulować, że już zdecydował się publicznie wymawiać jej imię, może teraz nadszedł też czas, by ją poznać i szanować jej zawartość, a nie tylko wypowiadać jej imię nadaremnie.

Reklama
Reklama

Po wysłuchaniu kilku publicznych wystąpień prezydenta, jakimi jesteśmy ostatnio zasypywani jak powojenni komuniści imperialistyczną stonką, wszyscy miłośnicy prawa powinni poczuć dumę. Bo na całej ziemi, a nawet w całej Galaktyce nie ma głowy państwa, która by z równą systematycznością i nabożnością posługiwała się słowem: konstytucja.

Poza twierdzeniem, że jej regułami powinni kierować się rządzący, prezydent uwielbia odwoływać się do orzeczeń i autorytetu Trybunału Konstytucyjnego. Prezydencka miłość do Trybunału jest tak gorąca, że prezydent odwołuje się do jego orzeczeń nawet w sprawach, w których ten nie był władny wydawać rozstrzygnięć. Ale przecież Temida jest ślepa, więc podobnie może być z miłością. I dla prezydenta takie drobiazgi, czy jakiś organ ma do czegoś uprawnienia czy nie, są bez znaczenia.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Szon Patrol pod groźbą kary
Rzecz o prawie
Jakub Sewerynik: Czy aby biskupi nie strzelili z armaty do muchy?
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Trybunalskie fantasmagorie
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Zapamiętamy wasze czyny
Rzecz o prawie
Robert Damski: W polskim wydaniu Temida powinna trzymać awizo
Reklama
Reklama