Pokrzywdzony ma w postępowaniu karnym szczególną ochronę. Jego dane osobowe nie mogą być bez jego zgody ujawniane przez nikogo. Chodzi o to, aby nie znalazł się pod swego rodzaju pręgierzem czy inaczej mówiąc, był narażony.
Podczas konferencji ministra Zbigniewa Ziobry krytykującego wyrok skazujący Marikę za rozbój wobec młodej kobiety udającej się na marsz równości (chodziło głównie o próbę wyrwania jej torby w kolorze tęczy – symbolu ruchu LGBT) na trzy lata więzienia bez warunkowego zawieszenia, asystujący ministrowi prokurator, być może przez nieuwagę, odczytując fragment uzasadnienia wyroku, ujawnił imię i nazwisko pokrzywdzonej kobiety. Podał je niewyraźnie, ale ułatwić to może jej rozpoznanie, i ewentualnie narazić na jakieś szykany czy choćby dyskomfort psychiczny.
Czytaj więcej
Sprawa Mariki, która zaczęła się od podziału idealogicznego między młodymi ludźmi, stała się czymś zupełnie większym, to ona ujawniła kolejne problemy jakie męczą polski wymiar synosądownictwa. Jednym z nim jest niewątpliwy konflikt między sądami Ministerstwem Sprawiedliwości.
Prokurator generalny i szefowie prokuratur mogą przekazać mediom informacje z toczącego się postępowania lub dotyczące działalności prokuratury ze względu na ważny interes publiczny, ale podanie nazwiska pokrzywdzonej w tym wypadku wyraźnie było zbędne. Nie trzeba tu zresztą sięgać specjalnie do przepisów, tej ochrony pokrzywdzonego wymaga elementarny rozsądek i poczucie sprawiedliwości.
Minister Ziobro i jego otoczenie od lat zwołują regularnie konferencje dla mediów, powinni być więc przygotowani na takie sytuacje, anonimizując odpowiedni fragment dokumentu, by uniknąć tak poważnej wpadki.