Młodzi ludzie, którzy kończą edukację i legitymując się średnim lub wyższym wykształceniem wchodzą na rynek pracy, często spotykają z identycznym problemem. W oczach pracodawców wielu z nich nie jest dostatecznie przygotowanych do wyzwań, jakie przed nimi się postawi. Posiadają dużą wiedzę tak teoretyczną jak i praktyczną, na którą zupełnie nie ma popytu. Wpływ na to ma zarówno struktura przedmiotów wybierana przez młodzież podczas wyboru ścieżki edukacyjnej, jak i stosunek zdobywanych umiejętności praktycznych w porównaniu do czysto teoretycznej wiedzy. Środowiska akademickie rozwiązania tego problemu dopatrują się na bardziej ścisłej współpracy pomiędzy biznesem a uczelniami.
Jednym z najczęściej proponowanych rozwiązań jest większy udział przedsiębiorców w finansowaniu stypendiów dla najzdolniejszych studentów. W ten oto sposób firmy mogą poprzez odpowiednie wsparcie praktycznie stworzyć sobie pracownika idealnego. W Polsce nie jest to jednak łatwe. Tego typu praktyki są bardzo rzadko spotykane nad Wisłą i dlatego brakuje nam odpowiedniego doświadczenia i wiedzy, jak takie programy powinny wyglądać.
W tym przypadku sami musimy się udać po naukę. Najlepszy przykład takiego systemu wsparcia funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych. Za oceanem funkcjonuje stara i skuteczna tradycja finansowania stypendiów naukowych z prywatnego kapitału. Nie tylko wielkie globalne korporacje, ale także lokalne przedsiębiorstwa, są zainteresowane odpowiednim przygotowaniem absolwentów wybranych kierunków. Pozyskują w ten sposób lojalnych pracownikach o wysokich kwalifikacjach i traktują ich jako strategiczny zasób niezbędny do wzrostu konkurencyjności i rozwoju. Dotyczy to szczególnie sektora najwyższych technologii (biotechnologia, robotyka, telematyka itp.), ale nie należy zapominać o potrzebnych w każdym przedsiębiorstwie specjalistach od zarządzania finansami, zarządzania jakością czy marketingowcach.
Za kolejnym świetnym przykładem nie musimy się aż tak daleko rozglądać. Trochę inną, ale równie skuteczną drogą podążają nasi zachodni sąsiedzi. W Niemczech wiodące prym na rynku korporacje finansują zaawansowane i świetnie wyposażone instytuty badawcze. W ten sposób środowiska biznesowe i akademickie wykorzystują efekt synergii, który w konsekwencji prowadzi do wzrostu innowacyjności i konkurencyjności gospodarki niemieckiej. Nie tylko doświadczeni pracownicy naukowi z Polski mogą pozazdrościć swoim kolegom z Niemiec, na współpracy biznesu i nauki korzystają także studenci, którzy odbywają praktyki i zajęcia w światowej klasy laboratoriach i instytutach badawczych. Na najzdolniejszych czekają przygotowane z myślą o nich miejsca pracy, gdzie wynagrodzenia znacznie przekraczają przeciętną płacę w danym kraju.
W Polsce nie ma wypracowanych takich tradycji współpracy pomiędzy biznesem a środowiskiem akademickim. Krajowi liderzy innowacji, w skali globalnej, stawiają dopiero pierwsze kroki na drodze do obustronnie korzystnej współpracy z uczelniami. Ogromną przeszkodą pozostaje wzajemna nieufność. Z jednej strony przedsiębiorcy nie chcą podejmować kosztownych i ryzykownych inwestycji, a z drugiej przedstawiciele środowisk naukowych często uważają współpracę z prywatnym kapitałem, jako coś poniżej ich godności. Na szczęście ta sytuacja systematycznie ulega poprawia, chociaż tempo zmian pozostawia wiele do życzenia.