Mariusz Błaszczak obiecał potraktować priorytetowo zakup 32 nowych myśliwców 5. generacji. Cena tych maszyn szacowana jest na ok. 2,5 mld dolarów (przy założeniu, że kupimy samoloty F-35), dodatkowo trzeba zarezerwować pieniądze na szkolenie pilotów oraz dostosowanie infrastruktury lotniskowej.
Konsekwencją takiego kroku może być korekta ustawienia priorytetów w podpisanych w poprzednim tygodniu przez Błaszczaka założeniach Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych na lata 2017–2026 (np. kosztem okrętów). Na zakupy uzbrojenia MON zaplanował 185 mld zł. Sęk w tym, że część pieniędzy została już wydana (ok. 21 mld zł), a kolejne już niejako oznaczone. Tomasz Dmitruk z „Dziennika Zbrojnego" szacuje, że to ok. 36 mld zł, i dodaje, że na ten rok w budżecie MON zostało 2 mld zł. Resort stopniowo zwiększa wydatki na obronę narodową – teraz osiągają one 2 proc. PKB, a do 2030 r. mają dojść do 2,5 proc. PKB (chociaż prezydent Andrzej Duda chciałby skrócić czas dojścia do tego poziomu o sześć lat), ale to ciągle za mało.
Minister zakłada powołanie pełnomocnika do zakupu samolotów. To oczywista próba działań ratunkowych, na krótką metę, a nie systemowych. Niestety, na razie nic nie wiadomo o planach powołania Agencji Uzbrojenia, która porządkowałaby i przyspieszała zakupy dla wojska.
W trakcie prezentacji programu zakupów dla wojska Błaszczak przyznał, że potrzeby finansowe związane z modernizacją wojska są znacznie większe i „można powiedzieć, że sięgają drugie tyle".
Może zatem warto przypomnieć o przedwojennych wzorcach. Zresztą sam Błaszczak w trakcie ubiegłorocznych kieleckich targów sprzętu wojskowego o nich wspomniał. Od miesięcy – niestety bez widocznych efektów – w MON trwają tzw. prace analityczne dotyczące utworzenia Funduszu Obrony Narodowej, który pozwoliłby zasilić armię w środki pozabudżetowe.