Adam Kszczot: Nowy porządek rzeczy

Wicemistrz świata w biegu na 800 metrów Adam Kszczot o wysokogórskich treningach w Łodzi, olimpijskich planach na Tokio i Paryż oraz wiośnie.

Aktualizacja: 31.03.2020 22:53 Publikacja: 31.03.2020 21:00

Adam Kszczot: Nowy porządek rzeczy

Foto: AFP

Jak wygląda pana odosobnienie?

Szaleję! Mam w domu rower z trenażerem, gumy rezystancyjne, piłki lekarskie i hantle. To zestaw ratunkowy, który pozwala mi podtrzymywać możliwości treningowe. Dzięki hipoksji przedłużam sobie pobyt w górach. Mam maseczkę, którą zakładam w ciągu dnia na 30 minut. Spada wówczas natlenienie krwi, organizm doznaje szoku i zaczyna produkować więcej czerwonych krwinek. Efekt jest taki, jakbym był na wysokości 5 tysięcy metrów.

Ile czasu zajmuje panu trening?

Razem ze sprzątaniem? Około 8 godzin. Sam suchy trening to godzina i 15 minut.

Tak dużo pan sprząta? Żona musi być szczęśliwa.

Na pewno jest zadowolona z takiego obrotu sprawy. Poświęcam wolny czas na nadrabianie zaległości: odgrzebuję różne rzeczy, nadaję im nowy porządek. Mamy wiosnę, więc trzeba trochę przesezonować szafę. Wyprać buty, powynosić kurtki.

Gdzie na czas kwarantanny wysłał pan rodzinę?

Do domu mojej mamy. Gdybym miał spędzić te dwa tygodnie z dwójką dzieci, z których jedno ma dwa lata i jest pełne energii, to chyba wszyscy byśmy zwariowali. Rodzina jest na wsi. Tam dzieci mogą się wyszaleć.

Policja sprawdza, czy jest pan w domu?

Tak, przychodzą codziennie i kontrolują, czy jestem na miejscu. Dzwonią domofonem albo przez telefon i machamy do siebie przez okno. Niestety: panowie nie chcą wstąpić na kawę, choć za każdym razem ich zapraszam.

Gdzie będzie pan trenował po zakończeniu kwarantanny?

Łódź oferuje bardzo dobre warunki. Nawet jeśli stadion wciąż będzie zamknięty, to mam tutaj duże pole do popisu. Są ścieżki, wyremontowane nawierzchnie w parkach dla biegaczy i chodziarzy oraz 200 km dróg rowerowych, które także mogę wykorzystać.

Przełożenie igrzysk na 2021 rok to dobre rozwiązanie?

Prywatnie uważam, że dla bezpieczeństwa i pewności najlepiej byłoby przełożyć je na 2022 rok. Dla mnie optymalnego rozwiązania już nie ma, najlepszym wyjściem był ten sezon. Najważniejsze jest jednak zdrowie oraz dobro sportu. Wyjazd na imprezę bez udziału kibiców, w sytuacji kiedy kwalifikacje są wątpliwe, a wielu zawodników ma problemy z treningiem, nie byłby korzystny. Sport powinien dawać szczęście zarówno startującym, jak i oglądającym.

Mówił pan kiedyś, że szczyt możliwości biegacz osiąga w wieku 25–26 lat, później braki fizyczne trzeba nadrabiać doświadczeniem. To wciąż aktualne?

Statystycznie tak, ale to badania sprzed kilku lat, oparte na mniej zrównoważonym treningu. Dziś można pracować tak, żeby szczyt możliwości osiągnąć w wieku 30–31 lat.

Sezon stoi pod dużym znakiem zapytania. Brak startów może wpędzić lekkoatletów w problemy finansowe?

Kryzys dotyka każdego – jest wiele branż, które ucierpią. Będą zwolnienia. Cała sytuacja odbije się też oczywiście na sportowcach. Nie startujemy, więc nie zarabiamy – to jasne. Zostają nam tylko indywidualne kontrakty. Ja jestem w dobrej sytuacji, bo startowałem w sezonie halowym i mam szczęście pracować z Nike.

Wierzy pan, że w tym sezonie jeszcze wystartuje?

Ciągle wierzę, mistrzostwa Europy nie zostały jeszcze odwołane. Podobnie jak kilka mityngów Diamentowej Ligi.

Poprzedni rok był najtrudniejszy w pana karierze?

Jako suma doświadczeń – tak. Pojawiło się bardzo dużo problemów i trudno było poskładać wszystko do kupy. Treningowo było w porządku, ale męczyły mnie choroby. Może po prostu musiałem nabyć trochę odporności, żeby w tym roku wszystko było już w porządku. Półfinał mistrzostw świata to fajny wynik, ale liczyłem na awans i walkę w finale.

Rozstał się pan ze Zbigniewem Królem i zaczął pracę z Tomaszem Lewandowskim...

Ubiegły rok utwierdził mnie w przekonaniu, że czas na zmiany. Żałuję, że nie doszło do tego wcześniej, miałem takie myśli od 2015 roku. Oczywiście, później były sukcesy: wicemistrzostwo świata w Londynie, mistrzostwo Europy w Berlinie. Ale z innym trenerem też mogłoby mi się udać.

Jak wpłynęło na wasze treningi zamieszanie wokół kontraktu Lewandowskiego z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki?

Mocno utrudniło naszą pracę. Teraz na zgrupowania jeździ z nami Piotr Rostkowski. To świetny fachowiec oraz miły i spokojny człowiek. Jego sposób mówienia jest jak wiaterek o poranku. Niech pan z nim porozmawia. Od razu daje się poczuć tę lekką bryzę, szum liści.

Na zgrupowaniu byliście we Flagstaff w USA. Skąd bierze się fenomen tego miejsca, które wielu określa „nową mekką biegaczy"?

Ośrodek położony jest na wysokości 2150 m. Na miejscu znajduje się uniwersytet, można bez problemu korzystać z siłowni i wchodzić na stadion, są też ścieżki bo biegania – a to trzy podstawowe rzeczy, których potrzebuję do spokojnych przygotowań. Trenuje tam wielu Amerykanów, coraz więcej jest też biegaczy z zagranicy. Jest trochę zimno, ale i tak cieplej niż w maju w St. Moritz. Ten ośrodek to trochę inna cywilizacja niż Kenia. Są restauracje, można spotkać innych lekkoatletów, nie brakuje rozrywek.

Jak dużo dają panu treningi z Marcinem Lewandowskim, który zmienił dystans i biega na 1500 m?

Wspieramy się i obaj na tym zyskujemy. Marcin jest piekielnie mocny wytrzymałościowo, mnie z kolei tego trochę brakuje. Kiedy podczas treningu biegniesz za lepszym zawodnikiem, to biegnie się luźniej i łatwiej jest rozwinąć pożądaną cechę. Chciałbym startować do kolejnych igrzysk w Paryżu. Tam w wieku 35 lat będę już weteranem i nie wykluczam, że przedłużę dystans właśnie do 1500 m. Tym akcentem planuję zakończyć karierę.

Jak wygląda pana odosobnienie?

Szaleję! Mam w domu rower z trenażerem, gumy rezystancyjne, piłki lekarskie i hantle. To zestaw ratunkowy, który pozwala mi podtrzymywać możliwości treningowe. Dzięki hipoksji przedłużam sobie pobyt w górach. Mam maseczkę, którą zakładam w ciągu dnia na 30 minut. Spada wówczas natlenienie krwi, organizm doznaje szoku i zaczyna produkować więcej czerwonych krwinek. Efekt jest taki, jakbym był na wysokości 5 tysięcy metrów.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe