Ile mogę wziąć na swoje sumienie?

O tym, jak według redaktora Cezarego Michalskiego doprowadziłem do wyborczej klęski PiS, a według redaktora Krzysztofa Kozłowskiego spowodowałem kryzys „Tygodnika Powszechnego” – pisze filozof społeczny Zdzisław Krasnodębski.

Publikacja: 27.01.2008 16:54

Ile mogę wziąć na swoje sumienie?

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

W „Gazecie Wyborczej” przeczytałem niedawno, że przyczyniłem się do rozpadu zespołu redakcji „Tygodnika Powszechnego”. „Gazeta”, powołując się na Krzysztofa Kozłowskiego, pisze, że jednym z powodów jego odejścia z redakcji i zespołu „Tygodnika” jest to, że „coraz częściej dopuszcza na łamy prawicowych autorów, m.in. Zdzisława Krasnodębskiego czy Andrzeja Zybertowicza”. Niestety znana z rzetelności, zwłaszcza gdy chodzi o osoby o odmiennych poglądach politycznych, „Gazeta” tym razem nie sprawdziła swych informacji, zbytnio ufając słowom pana ministra i redaktora.

Słowo „dopuszcza się” sugeruje, że szturmowałem „Tygodnik Powszechny” swoimi tekstami i niektórzy nazbyt wyrozumiali, liberalni bądź tylko po chrześcijańsku miłosierni redaktorzy ulegali mojej nachalności. W rzeczywistości to nie ja ubiegałem się o publikację w „Tygodniku Powszechnym”, lecz „Tygodnik” zwracał się czasami do mnie – mniej więcej co dwa lata – z prośbą o tekst. Niestety coraz rzadziej.

Ostatnio na prośbę redakcji wziąłem udział w dyskusji przedwyborczej z Jarosławem Gowinem i Jerzym Hausnerem. Nie zgodziłem się natomiast spełnić prośby „Gazety Wyborczej” o udzielenie większego wywiadu i napisanie artykułu. I całe szczęście, bo co też by było, gdyby niektórzy członkowie założyciele „Gazety” poszli w ślady Krzysztofa Kozłowskiego i innych osób z „Tygodnika”? Ile jeden człowiek może wziąć na swoje sumienie?

Jedyny przypadek, kiedy sam zgłosiłem się do „Tygodnika Powszechnego”, zdarzył się w gorącej atmosferze spowodowanej ujawnieniem propozycji Lwa Rywina złożonej koncernowi Agora. „Tygodnik” zamieścił wówczas skrót artykułu Aleksandra Smolara, który w obronie swych przyjaciół ostro polemizował z moim – opublikowanym w „Rzeczpospolitej” – tekstem „System Rywina” (22 stycznia 2003 r.).

Skrót i omówienie w „Tygodniku” jeszcze bardziej wyostrzały tezy Smolara. Nie fair i niegodne tradycji „TP” wydawało mi się, że redakcja nie umieściła także skrótu mojego tekstu, aby czytelnik mógł samodzielnie wyrobić sobie zdanie. W odpowiedzi na mój list minister Kozłowski stwierdził, że „Tygodnik Powszechny” nie zamierza drukować ani mojego artykułu, ani mojego listu, ani w ogóle propagować na łamach TP poglądów, jakie głoszę.

Zrozumiałem wtedy, że „Tygodnik Powszechny” w rozumieniu redaktora i ministra Kozłowskiego nie jest tym, czym (kierując się nadmierną nostalgią) sądziłem, że ciągle jest miejscem, w którym mogą być prezentowane różne opinie. Na szczęście chyba nie wszyscy redaktorzy podzielali zdanie pana ministra. Co zaś do meritum ówczesnego sporu, czytelnicy mogą sięgnąć do tekstu Aleksandra Smolara, mojego oraz do raportów komisji sejmowej, by sprawdzić, kto wtedy był bliżej rzeczywistej oceny afery Rywina.

Zostawmy jednak przeszłość. Przede wszystkim bowiem chciałbym zapewnić pana ministra i redaktora Kozłowskiego, że jeżeli przyczyną odejścia jego i jego przyjaciół z „TP” są moje rzekomo coraz częstsze publikacje w tej szacownej gazecie, to jestem w stanie powstrzymać się od jakichkolwiek publikacji na tych łamach. W końcu wszystkim nam leży na sercu wolność słowa, pluralizm poglądów i polska demokracja.

Z kolei z artykułu Cezarego Michalskiego z „Dziennika” dowiedziałem, że jestem współwinny wyborczej przegranej PiS. Jak pisze ów wybitny dziennikarz i intelektualista: „Zdzisław Krasnodębski zamykający się w murach Lucienia czy w bezpiecznym mateczniku «Rzeczpospolitej», zamiast walczyć o przekonanie nieprzekonanych, przyczynił się do zawężenia klienteli PiS – i to właśnie w inteligenckim centrum. Wydaje się, że również jego wpływ na strategię PiS w stosunkach polsko-niemieckich mógł być rozsądniejszy i bardziej zauważalny. To wszystko są błędy, za które płaci się najwyższą cenę”.

Innymi słowy: gdybym pisał do „Dziennika”, to historia potoczyłaby się inaczej. Z pisaniem do „Dziennika” miałem jednak ten kłopot, bo ma on tendencję do wpychania swoich autorów w wyznaczone z góry okienka polityczne. Tocząc własne wojny, nadaje artykułom nieuzgodnione krzykliwe tytuły w rodzaju „Michnik i Geremek szkodzą Polsce”, i każe się szarpać na swoich łamach z ludźmi, którzy często mają wprawdzie głośne nazwiska, ale nie wykazują ani chęci, ani zdolności do wymiany rzeczowych argumentów. Przy tym redaktorzy „Dziennika” tak często zmieniają swe poglądy i sympatie polityczne, że po prostu nie jestem w stanie za nimi nadążyć.

Umieszczanie mnie, jak to czyni Cezary Michalski, obok Ludwika Dorna, wieloletniego posła, czołowego polityka PC, PiS, byłego ministra i marszałka Sejmu czy Ryszarda Legutki, byłego wicemarszałka Senatu, ministra edukacji oraz obecnego sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta, jest oczywiście bardzo pochlebne, ale stanowi całkowitą dezinformację. Jestem tylko doraźnym publicystą kierującym się własnym rozeznaniem sytuacji i własnymi poglądami. W Lucieniu rzeczywiście bywam jako jeden z gości, murów nie ma tam żadnych, więc i zamknąć się tam nie sposób.

Nie odpowiadałem także za stosunki polsko-niemieckie przez ostatnie dwa lata. Redaktor Michalski myli mnie chyba z prof. Mariuszem Muszyńskim. W jedynej funkcji, w jakiej mogłem mieć wpływ na tę dziedzinę, mianowicie w funkcji przewodniczącego rady Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, nie byłem w stanie wiele zrobić, bo poprzedni rząd nie obsadził stanowiska polskiego dyrektora tej fundacji, który mógłby realizować idee polskich członków Rady – życzliwie zresztą przyjęte przez naszych niemieckich kolegów.

Sądzę, że to raczej „Dziennik” – a także inne gazety – mógłby się przyczynić się do poprawy jakości polskiej polityki, gdyby zechciał informować o świecie, o Europie i o naszym najbliższym zachodnim sąsiedzie, zamiast poświęcać tyle uwagi sporom personalnym polskich polityków i wygłupom niektórych z nich.

Gdyby na przykład „Dziennik” zechciał opisywać toczącą się obecnie kampanię wyborczą w Hesji i Dolnej Saksonii, w której głównym tematem jest postulat stworzenia obozów wychowawczych dla młodocianych przestępców-migrantów (czasami trzeciego pokolenia), polscy intelektualiści inaczej oceniliby np. stopień represywności polityki karnej Zbigniewa Ziobry i stopień ksenofobii polskiego społeczeństwa. Gdyby opisał wielkie projekty muzealne i kommemoracyjne realizowane w Berlinie, nie musielibyśmy tracić czasu na idiotyczne spory, czy państwo w ogóle może zajmować się historią, gdyby analizował stosunki francusko-niemieckie w ich obecnej fazie, może łatwiej byłoby Polakom zrozumieć przyczyny, dla których nie układały się stosunki polsko-niemieckie w ostatnich dwóch latach itd. itp.

Jestem przekonany, że taka rzetelna informacja o świecie przyczyniłaby się do innej, o wiele bardziej pozytywnej oceny polityki ostatnich dwóch lat i być może wtedy rzeczywiście nie marnowalibyśmy szans Polski dla irlandzkich miraży.

Autor jest profesorem socjologii i filozofem społecznym związanym z Uniwersytetem w Bremie oraz Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Współpracuje z „Rzeczpospolitą”

W „Gazecie Wyborczej” przeczytałem niedawno, że przyczyniłem się do rozpadu zespołu redakcji „Tygodnika Powszechnego”. „Gazeta”, powołując się na Krzysztofa Kozłowskiego, pisze, że jednym z powodów jego odejścia z redakcji i zespołu „Tygodnika” jest to, że „coraz częściej dopuszcza na łamy prawicowych autorów, m.in. Zdzisława Krasnodębskiego czy Andrzeja Zybertowicza”. Niestety znana z rzetelności, zwłaszcza gdy chodzi o osoby o odmiennych poglądach politycznych, „Gazeta” tym razem nie sprawdziła swych informacji, zbytnio ufając słowom pana ministra i redaktora.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości