Reklama

Lepszy zgrzyt od niebezpieczeństwa

Za granicą ochroną dowodzi szef służb gospodarza. Ochrona gościa nie powinna jednak narażać swojego prezydenta.

Aktualizacja: 26.11.2008 07:34 Publikacja: 26.11.2008 04:20

BOR musi zawsze być blisko prezydenta – to oczywiste w kraju. Za granicą powinno to zostać ustalone z gospodarzami.Za ochronę prezydenta gościa odpowiada kraj gospodarza i jego służby (wynika to z ogólnych zasad, że imperium danego państwa rozciąga się tylko na jego terytorium). W praktyce prezydenci jeżdżą za granicę także z własną ochroną (uzbrojoną, choć jest to pod kontrolą państwa gospodarza).

Relacje między służbami gospodarza i gościa reguluje porozumienie dyplomatów obu państw: w jakiej odległości i w jakiej liczbie ochroniarze gościa są przy nim. – Szef ochrony z prawdziwego zdarzenia, ryzykujący swoją głową, jest zawsze blisko swego prezydenta – uważa Jerzy Dziewulski, były szef ochrony prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. – Prezydent powinien się stosować do jego zaleceń, ale w ostateczności to prezydent decyduje, czy chce np. zmienić trasę, gdyż to ochrona jest dla prezydenta, a nie prezydent dla ochrony.

Za granicą ochroną dowodzi szef służby gospodarza. Tym bardziej gdy obok siebie przebywają prezydenci obu krajów (choć są wyjątki, np. Amerykanie i Rosjanie sami chronią swoich prezydentów). Trudno więc, by ochroniarze gościa nie stosowali się do zarządzeń ochrony gospodarza.

Gospodarze nie powinni jednak podejmować nagłych, a tym bardzie ryzykownych przedsięwzięć. W skrajnym wypadku przyboczna ochrona gościa może się do nich nie zastosować. Powinna raczej ryzykować zgrzyt dyplomatyczny i własne posady niż bezpieczeństwo swego prezydenta.

Ochroniarze mają też prawo oczekiwać od ochranianej osoby, że ich nie będzie zaskakiwała niespodziewanymi decyzjami, a w pewnych sytuacjach zastosuje się do ich wskazówek.

Reklama
Reklama

Zaskakujące decyzje rodzą bowiem niepotrzebne zagrożenia, a bezpieczeństwo prezydenta nie jest tylko jego osobistą sprawą, ale – co chyba ważniejsze – sprawą państwową.

BOR musi zawsze być blisko prezydenta – to oczywiste w kraju. Za granicą powinno to zostać ustalone z gospodarzami.Za ochronę prezydenta gościa odpowiada kraj gospodarza i jego służby (wynika to z ogólnych zasad, że imperium danego państwa rozciąga się tylko na jego terytorium). W praktyce prezydenci jeżdżą za granicę także z własną ochroną (uzbrojoną, choć jest to pod kontrolą państwa gospodarza).

Relacje między służbami gospodarza i gościa reguluje porozumienie dyplomatów obu państw: w jakiej odległości i w jakiej liczbie ochroniarze gościa są przy nim. – Szef ochrony z prawdziwego zdarzenia, ryzykujący swoją głową, jest zawsze blisko swego prezydenta – uważa Jerzy Dziewulski, były szef ochrony prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. – Prezydent powinien się stosować do jego zaleceń, ale w ostateczności to prezydent decyduje, czy chce np. zmienić trasę, gdyż to ochrona jest dla prezydenta, a nie prezydent dla ochrony.

Reklama
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Niezdolność przełamania impasu
Publicystyka
Dominik Mierzejewski: Po co Xi Jinpingowi potrzebny Donald Trump
Publicystyka
Stanisław Jędrzejewski: Media publiczne potrzebują nowego ładu
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Projekt ustawy o mediach publicznych na gruzach systemu
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Publicystyka
Marek Cichocki: Czy Niemcom w ogóle można ufać?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama