[b][link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/07/06/czy-rosja-zdobedzie-serce-obamy/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link] [/b]
Barack Obama przytuli dziś kolejnego wroga Ameryki. Dwaj poprzedni wciąż nie są pewni, co tak naprawdę się stało, gdy prezydent Stanów Zjednoczonych pokajał się za Zatokę Świń oraz za Kennedy’ego i oferował współpracę komunistycznemu reżimowi Nikaragui. Potem w Kairze przepraszał muzułmanów za amerykański brak zrozumienia dla odmienności kulturowej. [wyimek]Obama musi pamiętać, że nawet jeżeli dziś Kreml nie wygląda tak groźnie jak rok temu, to autorytaryzm jest jak chwast[/wyimek]
Wizyta w Moskwie potrwa zaledwie do środy, ale kilka ukłonów Obama wykonał zawczasu. Przekonał NATO do odnowienia stałego dialogu z Rosją, puszczając w niepamięć inwazję wojsk rosyjskich na Gruzję i łamanie wszystkich kolejnych postanowień o rozejmie i wycofaniu żołnierzy. Tematem dyskusji nie będzie też Kirgistan – mała republika do niedawna goszcząca amerykańskie wojska. Nie ma tam już Amerykanów, są za to Rosjanie i doradcy polityczni. To nie przypadek, że demokratyczna opozycja albo uciekła z kraju, albo siedzi w więzieniu.
Ukraina pozostaje niezależna, ale nikt poważny w Waszyngtonie nie wraca już do mrzonek o przyjęciu jej do NATO. Tarcza antyrakietowa to historia, podobnie zresztą jak naboje do obiecanych nam patriotów.
Jeszcze dwa miesiące temu słyszeliśmy, że pewne ustępstwa są konieczne w zamian za pomoc Rosji w rozbrojeniu nuklearnym Iranu. Ustępstwa były, ale Rosja ani myśli demontować czegoś, co sama pomagała instalować. Mało tego, lukratywny kontrakt z Teheranem na dostawę rakiet S-300 ziemia-powietrze też zostanie zrealizowany.