Tym bardziej że artykuł 11 tejże umowy stanowi jasno: "wyjaśnienie incydentów lotniczych, awarii i katastrof spowodowanych przez polskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej FR lub rosyjskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej RP prowadzone będzie wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie".

A skoro Tu -154, który rozbił się w Smoleńsku, należał do wojskowego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, a więc bez cienia wątpliwości był "wojskowym statkiem powietrznym", to czyż nie należało po prostu zaproponować Rosjanom, by – zgodnie z postanowieniami rzeczonego porozumienia – przyczyny tragedii wyjaśniały wspólnie "właściwe organy polskie i rosyjskie"? Zamiast odwoływać się do konwencji chicagowskiej, która przecież dotyczy lotnictwa cywilnego i na domiar jest dokumentem bardziej ogólnym niż wiążąca Polskę i Rosję umowa.

W każdym razie zaprezentowane w piątek, po ukazaniu się artykułu "Rz", wyjaśnienia Centrum Informacyjnego Rządu w tej sprawie nie brzmią przekonywająco. A brzmią – to fragment – tak: "Po katastrofie pod Smoleńskiem możliwe było albo rozpoczęcie długotrwałych rozmów ze stroną rosyjską w celu ustalenia procedury badania wypadku w oparciu o art. 11 porozumienia z 1993 roku, albo natychmiastowe podjęcie badań przy wykorzystaniu istniejących międzynarodowych procedur wynikających z tzw. konwencji chicagowskiej". Jeśli bowiem tak, to po co w ogóle – u licha – podpisaliśmy to porozumienie w kształcie zawierającym artykuł 11? Po to, aby z niego nie korzystać?

Tak czy owak, niezależnie od potrzeby wyjaśnienia okoliczności nieskorzystania przez Polskę z tego uprawnienia, warto również się zastanowić, czy nie byłoby z pożytkiem dla jakości i tempa badania przyczyn katastrofy odwołać się do tej umowy jeszcze teraz. Zważywszy iż nikt nie kryje, że dochodzenie może potrwać jeszcze wiele miesięcy.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2010/05/07/artykul-11-czyli-wspolne-dochodzenie-polski-i-rosji/]Skomentuj[/link][/ramka]