Mamy w Polsce problem z czwartą władzą. Nie wypełnia swych obywatelskich obowiązków, zawodzi, za nic ma swą niezależność. Zamiast służyć czytelnikom, widzom i słuchaczom, służy określonym siłom. No, może niecała. Są na szczęście wśród nas ci, którzy wyznaczają azymut, którzy są jak kamienie milowe lub morskie latarnie. To budzi zawiść.
Niestety, Piotr Gursztyn zawiści uległ, pisząc swój paszkwil na konkurencję (“Z propagandy da się wyżyć”, “Rz” 4.07). Ale nic dziwnego, jest w końcu dziennikarzem prawicowym. To się rzuca w oczy.
Sporo jednak wokół różnych przebierańców. Kryją się, maskują. Nie zawsze tak łatwo odróżnić dziennikarza prawdziwego, niezależnego od tego prawicowego. Dla zagubionych – krótki poradnik.
1 Dziennikarze dzielą się zasadniczo na obiektywnych i prawicowych. Dziennikarz obiektywny (lub jak kto woli – niezależny) wskazuje czytelnikom, którego kandydata należy popierać. Dziennikarz prawicowy nie wskazuje, przez co dopuszcza możliwość głosowania na drugiego kandydata, co jest oczywiście jedynie zabiegiem socjotechnicznym. Albowiem już samo uznanie równoprawności podmiotów na scenie politycznej jest jaskrawym nadużyciem praw i obowiązków niezależnego dziennikarza.
2 Publicystyka niezależna zajmuje się analizą sytuacji w PiS, niezależnie od tego, gdzie aktualnie PiS się znajduje: przy władzy czy w opozycji. Zawsze stanowi bowiem zagrożenie dla demokracji i dobrego smaku. Publicyści prawicowi poświęcają swój czas i energię prześwietlaniu władzy, a więc postępują w sposób nieodpowiedzialny, ponieważ władza jest w rękach ludzi odpowiedzialnych. Bez wysiłku można zatem wywnioskować, że robią to na zlecenie i w porozumieniu z politykami prawicy.