Jak wielkie zdziwienie i wściekłość wywołuje to, kiedy stanowiska, takie jak: rzecznik praw obywatelskich, rzecznik praw dziecka czy minister ds. równości, przejmują osoby, które nie są wyznawcami jednej, bardzo konkretnej i dość skrajnej ideologii. Według wiodących – czytaj lewicowo-liberalnych – ośrodków, takie urzędy z natury rzeczy powinny przysługiwać postępowcom.
[srodtytul]Europejczycy tyle nie rodzą[/srodtytul]
Powołanie osoby o innych poglądach na to stanowisko uważane jest za sprzeczne z duchem tych instytucji. Bo wiadomo, jaki ma być ten duch. Jakiej wizji prawa mają bronić urzędnicy. Jeśli są zagorzałymi lewicowcami – są właściwymi osobami na właściwym miejscu. Jeśli bliższe są im wartości konserwatywne – są osobami niewłaściwymi, a wręcz niekompetentnymi. Poddawane są od razu atakowi, w którym używa się tyleż argumentów merytorycznych, ileż ośmieszania, kpin i manipulacji.
Jako argumentu z wyższej półki używa się zwykle sformułowań typu wartości europejskie, choć na temat tego, jakie są te wartości europejskie, do jakich tradycji Europa się odwołuje, z jakiej kultury wywodzi, gdzie są jej korzenie, o tym mniej chętnie toczy się dyskusje.
Kiedy rzecznikiem praw dziecka została matka sześciorga dzieci Ewa Sowińska związana z Ligą Polskich Rodzin, stała się natychmiast przedmiotem wściekłego ataku. Nie twierdzę, że była to osoba idealna. Ale ataki, z jakimi się spotkała, były niewspółmierne do jej wpadek. Czy głosiła w sprawie wychowania i ochrony praw dzieci bardzo kontrowersyjne poglądy?