Oto Wojewódzki, idol lemingów, dla których „GW” jest wyrocznią, szermuje żarcikiem, jawnie sprzecznym z normami, jakie ta sama „GW” i całe stojące za nią środowisko lansuje. Wskazywałem, że dotąd nie ukazał się w „GW” (i jest tak nadal, w piątek rano, mimo oskarżeń padających ze środowiska Murzynów) żaden odredakcyjny komentarz, potępiający ostro Wojewódzkiego. Chyba tylko jakiś antysemicki wyskok mógłby się okazać poważniejszy w skutkach, ale tak nierozgarnięty Wojewódzki przecież nie jest.
"Gazeta Wyborcza" opublikowała zaraz po audycji artykuł, z którego wynikało, że w USA takie "rasistowskie" wybryki przeszłyby bez echa. Łukasz Warzecha, zwracając uwagę na wyraźny brak potępienia zachowania Wojewódzkiego, zarzuca "Gazecie Wyborczej" hipokryzję.
To komentarz bowiem definiuje stanowisko redakcji w ważniejszych sprawach. W większości przypadków, gdy „GW” porusza tematy związane z rasizmem, takie komentarze są w niej publikowane. W przypadku wybryku Wojewódzkiego jak dotąd nie pojawił się żaden. Za to pojawił się tekst informacyjny czołowego machera „GW” od trudnych tematów, Wojciecha Czuchnowskiego, wspomaganego przez prezentera „Tapmadl” Bartosza Węglarczyka. (...) Tekst ma za zadanie zrelatywizować sprawę: niby oskarżenie o rasizm jest, ale w USA to nie miałoby szans przed sądem (na tym polega dialektyka, bo zarazem podane są przykłady zakończenia ważnych amerykańskich medialnych karier na podobnych sprawach, niezależnie od spraw sądowych).
Warzecha zwraca też uwagę na inny czynnik. Wojewódzki, jak dotąd, był pod parasolem mediów mainstreamowych, w tym "Gazety Wyborczej".
Murzyński greps był zapewne wypadkiem przy pracy rozkokoszonego dworskiego błazna, który był przekonany, że wolno mu już wszystko. Takiego przekonania mógł spokojnie nabrać, ponieważ jego autentycznie chamskie wycieczki pod adresem wyłącznie jednej strony (potrafi ktoś przytoczyć jakiś chamski żart pana W. o Donaldzie Tusku?) uchodziły mu zawsze na sucho.