W felietonie opublikowanym na stronie tok.fm przypomina, że po postrzeleniu się przez płk Przybyła dziennikarze chwycili za kamery, bo "ważny był dla nich news, a nie troska o rannego czy ochrona jego prywatności". I wyznaje:
Ja nie dość, że zdążyłam do takich zachowań przywyknąć, to byłabym zaszokowana, gdyby kamery wyłączono i "po ludzku" zaczęto zajmować się rannym lub kontemplować to, co się stało.
I z tą samą empatią wobec 96 ofiar śmiertelnych zauważa:
Po „samobójczym” strzale prokuratora Przybyła, była katastrofa statku u wybrzeży Włoch, a dziś na tapety wraca sprawa generała Błasika i przez najbliższy tydzień grono dziennikarzy i polityków będzie w mediach ponownie rozdymało sprawę „winy smoleńskiej”, budując napięcie i wrażenie, że świat zatrzymał się i że nic innego się nie dzieje. A gdy napięcie będzie opadać, przed kamery wezwie się posła Macierewicza lub Niesiołowskiego - i zrobi się ciekawie, czyli i straszno i śmiesznie.
I konkluduje: