Pracowników budżetówki miało być o 10 proc. mniej. Jest o 9 proc. więcej

Po kilku latach rządów PO nie tylko nie udało się ograniczyć w Polsce biurokracji, ale widać jak na dłoni, że rozrasta się ona w szybkim tempie

Publikacja: 15.02.2012 13:32

Pracowników budżetówki miało być o 10 proc. mniej. Jest o 9 proc. więcej

Foto: W Sieci Opinii

W serwisie rp.pl czytamy:

W ubiegłym roku w Unii Europejskiej ubyło prawie 175 tys. pracowników opłacanych z budżetu, tj. urzędników, policjantów czy żołnierzy – wynika z najnowszych danych Eurostatu. Najmocniej zatrudnienie w szeroko pojętej administracji tnie Cypr, a z większych krajów: Czechy, Belgia i Irlandia. Tam liczba etatów w ciągu roku zmalała o ponad 4 proc. 

I dalej:

Polska na razie omija szerokim łukiem europejskie trendy. Znalazła się wśród krajów, w których administracja puchnie. Liczba pracujących w tej sferze zwiększyła się u nas w ciągu roku o 1 proc.

Premier Donald Tusk już dwa razy zapowiadał wielkie odchudzanie administracji – o 10 proc., ale skończyło się na deklaracjach. Musi jednak do tego wrócić, bo jest jeszcze gorzej, jeśli przeanalizuje się dane Eurostatu w dłuższej perspektywie. Wynika z nich, że w ciągu ostatnich trzech lat liczba pracowników budżetówki w Polsce zwiększyła się łącznie aż o 9 proc.

Na tym nie koniec. W serwisie dziennik.pl czytamy:

Choć rząd w ramach oszczędności od 2009 roku zamroził płace w swojej administracji, dyrektorzy generalni znaleźli sposób, by dać urzędnikom podwyżki. W 2011 roku pensje wzrosły od kilkudziesięciu do kilkuset złotych.

Jak się udała taka sztuka?

Pieniądze na podwyżki w administracji rządowej pochodziły z redukcji zatrudnienia i fikcyjnych etatów zgłaszanych przy konstruowaniu budżetu. Tak zrobił np. resort spraw wewnętrznych. W 2011 r. średnia płaca wynosiła tam 6,4 tys. zł. W porównaniu z 2010 rokiem wzrosła o blisko 800 zł. Od 2007 roku płace w MSW wzrosły aż o 1,7 tys. zł. Również w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ciągu ostatniego roku średnie płace urzędników poszły w górę o 200 zł (do ponad 7 tys. zł). Dla porównania na początku poprzedniej kadencji rządu jego pracownicy zarabiali średnio 4,6 tys. zł.

Dr Stefan Płażek z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego podsumowuje:

W kryzysie ludzie zawsze tulili się do urzędów, a stworzenie etatu dla znajomego prezydenta miasta lub burmistrza to żaden problem.

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku