Piotr Gociek pisze, że jego pamięć z tamtego dnia wypełniają dwie rzeczy – wnętrze taksówki i telefon komórkowy:
Nie chodzi o jakąś jedną, wybraną taksówkę – w mojej pamięci zlały się po prostu w jedno wszystkie te wypełnione mdlącą wonią zapachowych choinek wnętrza; wnętrza samochodów, w których zasypiałem w drodze z redakcji do domu; w których drzemałem, jadąc z powrotem do redakcji.
Telefon dzwonił ciągle albo ja dokądś dzwoniłem. Nie skarżę się. Taka robota. Tylko że ten drań telefon (…) nauczył się wtedy żyć własnym życiem, szczególnie, gdy przychodziło do przewijania listy numerów, które chciałem wybrać. I dziwnym trafem zawsze trafiałem na nazwisko, które przecież już wysłaliśmy do drukarni zapakowane w czarny prostokąt nekrologu; jakby mój porysowany aparat upierał się, żebym dzwonił w miejsca, w których już nikt nie odbierze więcej żadnego telefonu.
Publicysta wspomina także pracę nad składem gazety tamtego tragicznego dnia:
Pamiętam, że zabrakło nam ściany. Między drzwiami klatki schodowej a przejściem do drugiej części redakcji wisiał karnisz, na karniszu żabki, a do żabek zwykle przypinaliśmy próbne wydruki stron. To była ściana – kolumny jutrzejszej gazety. Zazwyczaj było ich kilka, niekiedy kilkanaście. Tym razem ściana skończyła się nawet nie w połowie ani w jednej czwartej numeru.