Najpierw pojawiła się wiadomość, że siedząca w kolonii karnej, chora Tymoszenko została pobita i ogłosiła głodówkę. Prokuratura przyznała potem, że była premier nie chciała jechać do szpitala w Charkowie, trzeba więc było siłą zanieść ją do samochodu. Deputowany Bloku Julii Tymoszenko i jej obrońca Serhij Własenko oświadczył, że pobicia dokonał pierwszy zastępca szefa kolonii karnej. Podobno przykryli ją kocem i bili, aż krzyczała z bólu.
– Tak naprawdę nie wiemy, co się stało, ale jeśli pełnomocnik parlamentu ds. praw człowieka Nina Karpaczowa potwierdza, że na ciele Tymoszenko są widoczne siniaki, to rzeczywiście doszło do pobicia – mówi „Rz" komentatorka tygodnika „Korrespondent" Iryna Sołomko.
Jeszcze nie przebrzmiały protesty i apele Unii Europejskiej oraz – niespodziewanie – Rosji, która wezwała Ukrainę do „przestrzegania praw Tymoszenko", gdy na portalu UNN, podobno związanym ze współpracownikami Janukowycza, pojawił się niezbyt wyraźny zapis wideo ukazujący osobę podobną do Tymoszenko w więziennej celi, wstającą powoli z łóżka i powoli się poruszającą. Potem pojawia się mężczyzna podobny do wspomnianego już Własenki. Obejmują się i czule całują.
To „fałszywka" – z oburzeniem dowodzi opozycja. – Czy Tymoszenko zrobiłaby coś takiego, wiedząc, że jest obserwowana? – dziwi się Sołomko. A według ukraińskiego spin doktora i specjalisty od PR Wiktora Nebożenki jest to ze strony władz oczywista próba zdyskredytowania byłej premier. – Ale jej wyborcy się tym nie przejmą, bo poparcie dla niej jest głosem protestu przeciw Janukowyczowi – powiedział „Rz". Bo dla wielu ludzi w tym kraju Julia Tymoszenko jest symbolem sprzeciwu wobec działań władz.
Jedno jest pewne: obie te sprawy dodatkowo zaszkodzą Ukrainie na arenie międzynarodowej. Pokazują, że władze albo chcą swej politycznej przeciwniczce zaszkodzić, albo nie kontrolują sytuacji i pozwalają na rażące naruszenia praw człowieka.