„Rzeczpospolita” pisała. 1924: Korfanty kupił „Rzeczpospolitą”

W połowie października 1924 r. transakcja sprzedaży Wojciechowi Korfantemu gazety razem z drukarnią za 100 tys. dolarów amerykańskich została uprawomocniona

Publikacja: 19.10.2012 19:24

„Rzeczpospolita” pisała. 1924: Korfanty kupił „Rzeczpospolitą”

Foto: Archiwum

Redaktor naczelny Stanisław Stroński dowiedział o tym z listu, który przysłał mu Paderewski. W wydaniu porannym 23 października opublikował ostatni swój komentarz w „Rzeczpospolitej" zatytułowany „Sprzedaż i kupno".

„Chciałbym - pisał - w  tej chwili pożegnania, da Bóg, nie na zawsze z czytelnikami tego pisma od 15 czerwca 1920 do 23 października 1924, powiedzieć i umieć powiedzieć nie tylko od siebie, ale od nas wszystkich współpracowników pisma, co myślimy i czujemy."

Przyznał, że Ignacy Paderewski niemal wyłącznie sam dofinansowywał dziennik i drukarnię. W 1923 r. Józef Orłowski, pełnomocnik  Paderewskiego, przekazał w jego imieniu Strońskiemu, że pragnie on zostać właścicielem wszystkich udziałów. „Wówczas porozumiałem się z pierwotnymi właścicielami 40 proc. udziałów i jako rozporządzający nimi przepisałem je bez wahania i bezpłatnie, rejentalnie na własność Paderewskiego./.../

Będąc we wrześniu w Genewie pożegnałem się z Paderewskim 23-go września br. po obustronnym zgodnym ustaleniu, że spraw „Rzeczpospolitej" nie będziemy poruszali tam, ale w kraju wobec zamierzonego bliskiego przyjazdu Paderewskiego. Dnia 30-go września br zaprosił mnie na rozmowę p. poseł Korfanty i oświadczył mi: Kupiłem „Rzeczpospolitą" od Paderewskiego za pośrednictwem jego pełnomocnika p. O., jednak Paderewski zawiadomił mnie telegraficznie, że umowa jest nieważna, gdyż O. nie miał pełnomocnictwa uprawniającego go do sprzedaży. /.../

Obecnie nadeszła nieoczekiwana w tym stanie rzeczy wiadomość, że sprzedaż i kupno zostały jednak dokonane bez jakiegokolwiek porozumienia ze mną i w ogóle z nami, współpracownikami pisma. /.../ Jeśli tu zaszło jakieś głęboko sięgające nieporozumienie, niech to rozsądzą między sobą dwaj wielcy przywódcy narodowi naszej doby.

Ale i my, w naszej pracy, nie jesteśmy ani na sprzedaż ani do kupna i wiemy, od kogo i kiedy i jak możemy być zależni, aby być niezależni, co jest pierwszym obowiązkiem naszego sumienia. I dlatego w tej właśnie chwili odchodzimy od tego wszystkiego, co jest tak  bardzo nasze, bo w tym właśnie przypadku jest tak, że myśmy, nasza gromadka, w tym piśmie, wśród burz i słońca, wszystko od pierwszych zrębów budowali od owej chwili z przed lat czterech, gdy powiedzieliśmy sobie, że trzeba, aby w zjednoczonej Polsce zespolenie dokonywało się przez tę strawę codzienną dziennika czytanego równocześnie w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Lwowie i Wilnie.

I wiemy, drodzy czytelnicy, że dobrze wam było z nami, gdy was Makuszyński wodził po obłokach, Perzyński żartem pouczał, Nowaczyński czasem gniewał a zawsze porywał, Dąbrowski po świecie szerokim oprowadzał, a Breza po Warszawie, Korab-Kucharski iskrami na zdarzenia sypał... ale dość... wszystkich nie wyliczę i coś gardło ściska.

Jedno w tej chwili powiedzieć trzeba. Błądziliśmy i pewnie często. Ale pracowaliśmy z głębi przekonania, z dobrą wolą, z wielką wiarą w tę naszą polską teraźniejszość i przyszłość. To nie gaśnie dzisiaj i, da Bóg, odżyje gdzie indziej."

Po czym opuścił redakcję „Rzeczpospolitej" na zawsze z 24 pracownikami nagłaśniając odejście, gdzie tylko było można, w atmosferze skandalu. Po raz pierwszy w historii prasy polskiej 23 października Zarząd Syndykatu Dziennikarzy Warszawskich podjął uchwałę potępiającą właścicieli i opowiadającą się po stronie dziennikarzy.

Dwa dni później w wydaniu porannym, gdzie ukazywał się komentarz Strońskiego, Wojciech Korfanty wydrukował „Wyjaśnienie". Pisał w nim m.in.: „ /.../ We wszystkich krajach od czasu do czasu się zdarza, że pisma daleko większe i daleko wpływowsze od „Rzeczpospolitej" zmieniają właściciela. Nawet u nas w Polsce tak bywało, a nikt z tego nie robił skandalu. /.../ Proponowałem jemu [Strońskiemu - przyp. M.K.] i jego współpracownikom dalszą pracę w „Rzeczpospolitej", nie stawiając żadnych warunków politycznych. P. Stroński zażądał, abym mu sprzedał „Rzeczpospolitą", w przeciwnym razie nie będzie mógł pozostać, a mnie czekają nieprzyjemności."/.../

Dodał jeszcze, że pracownicy przed odejściem rozsypali złożony skład gazety, a mimo to dotarła ona do czytelników bez opóźnień.

Następnego dnia, 26 października, ukazała się w sprzedaży nowa gazeta codzienna „Warszawianka" pod redakcją Stanisława Strońskiego, współfinansowana przez Klub Chrześcijańsko-Narodowy. W zespole znaleźli się dziennikarze, którzy opuścili „Rzeczpospolitą".

Wybór z książki Macieja Kledzika Rzecz o "Rzeczpospolitej" i przygotowywanego jej drugiego wydania

Redaktor naczelny Stanisław Stroński dowiedział o tym z listu, który przysłał mu Paderewski. W wydaniu porannym 23 października opublikował ostatni swój komentarz w „Rzeczpospolitej" zatytułowany „Sprzedaż i kupno".

„Chciałbym - pisał - w  tej chwili pożegnania, da Bóg, nie na zawsze z czytelnikami tego pisma od 15 czerwca 1920 do 23 października 1924, powiedzieć i umieć powiedzieć nie tylko od siebie, ale od nas wszystkich współpracowników pisma, co myślimy i czujemy."

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości