Górnicy w niebyt odeślą deregulację, zmiany w KRUS, reformę Karty nauczyciela czy racjonalizację zatrudnienia w administracji. Wszystkie te ambitne projekty, które mają jeszcze choć nikłe szanse realizacji, padną, jeśli rząd wystraszy się pracowników kopalni.
Jaki będzie argument, by przekonywać opinię publiczną i zainteresowane grupy do korekty na przykład superprzywilejów nauczycieli, gdy nie będzie zmian w superhojnym systemie górników? Jak przekonywać do reformy KRUS rolników, skoro będą oni zawsze mogli odwołać się do zaniedbań w sprawie pracowników kopalni? Podobnie będzie z taksówkarzami, pośrednikami nieruchomości, adwokatami i przedstawicielami wszystkich ponad 300 zawodów, do których dostęp chce ułatwić minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Paradoksalnie trudno będzie nawet odmówić im racji. Skoro górnicy zachowują swoje przywileje, to dlaczego ja mam je tracić – będą pytać nie bez racji.
Na tym nie koniec zagrożeń. Zachęceni „sukcesem” górników do boju ruszą kolejni. Już teraz, o czym pisaliśmy w poniedziałek, Międzyzakładowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy reprezentujący związkowców ze Śląska domaga się wydłużania w nieskończoność obowiązywania emerytur pomostowych. Na poniedziałkowym spotkaniu związków z rządem strony rozstały się bez porozumienia, resort pracy nie godzi się na razie na zmiany w pomostówkach. Ale jak długo będzie bronił tej barykady? Co się stanie, jeśli otworzy się po raz kolejny ten rozdział? Zaraz w kolejce ustawią się kolejni. Czy hutnik ma pracować do śmierci? A dlaczego nie dać przywilejów stoczniowcom, budowlańcom, tancerzom czy farmaceutom? Te argumenty będą powtarzane jak mantra. I znów. Jak wykazać brak ich racjonalności, skoro konserwujemy przywileje wywalczone w 2005 r. petardami i kilofami?
Nie bez znaczenia są też koszty i przyszłość całego systemu emerytalnego. Górnicy wciąż powtarzają, że wpłacają do budżetu ZUS więcej, niż z niego otrzymują. Tyle że ich argumentacja nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Z rządowych wyliczeń wynika, że wpłacają do ZUS 2,1 mld zł, a dostają w formie emerytur 8,5 mld zł. Ten system jest potwornie drogi, a pamiętajmy, że w ZUS zieje dziura i wciąż brak jest perspektywy jej likwidacji. W tym roku dopłata z budżetu do świadczeń wyniesie do 49 mld zł. A z prognozy wypłacalności administrowanego przez zakład Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że w latach 2014–2018 roczny niedobór wynosić będzie od 57 do 63 mld zł! Skąd górnicy chcą wziąć pieniądze na ich przywileje?
– Rząd nie wycofał się z prac nad projektem dotyczącym reformy emerytur górniczych – zapewniał po poniedziałkowym tekście w „Rz” Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej. – Projekt jest nadal w programie prac legislacyjnych rządu – tłumaczył. Tylko co z tego wynika? Nic. Dokładnie tak samo brzmiące zapewnienia słyszymy od ponad roku. Fakty są inne: na razie nie ma ani projektu, ani woli zmian. Nawet nie wiadomo do końca, kto za nie odpowiada.