Na sali wypełnionej setkami starymi i młodymi bohaterami przeszłości i przyszłości, panowała atmosfera zniecierpliwienia i oczekiwania. Nadzieja mieszała się z beznadzieją, a myśli szanownych gości - wszystkich przystrojonych elementami płomiennej czerwieni - kołatały się jeszcze między żalem za kanapkami i kawą, skonsumowanymi doszczętnie przez tych najsprytniejszych, a egzystencjalnymi pytaniami "co ja tutaj robię?" i "ile to jeszcze będzie trwało?". Miejsce za podium zajął wtedy Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD. 32-letni uczeń mistrza Leszka Millera dziarsko wszedł na scenę, zakasał rękawy i energicznie, zdecydowanie, zagrzał ludzi do walki.
Polska może zwyciężyć. Bo wspólnie, naszą pracą, możemy przekonać miliony Polaków. I słuchajcie! Myślę, że jest czas, żebyśmy wszyscy zdjęli marynarki, żebyśmy wszyscy podwinęli rękawy, żebyśmy wszyscy zebrali się razem, zdjęli krawaty i pokazali: czerwień jest symbolem zwycięstwa!
- przemawiał płomiennie Gawkowski, a jego głos przecinał z impetem powietrze gęste od zażenowania i ogłuszającej ciszy. Nasz bohater zdjął marynarkę, zakasał rękawy i zaczął energicznie wywijać czerwonym jak krew krawatem, by unaocznić zebranym bliskość ich zwycięstwa, które jest w ich rękach. W końcu zaś zakomenderował:
Koleżanki i koledzy, wstańmy i odśpiewajmy hymn światowej lewicy. Do "Międzynarodówki"!
I popłynęły w salę dźwięki bojowej piosenki i wszyscy czerwoni zwycięzcy - a były wśród z nich same znakomitości - mogli zaśpiewać w refrenie: