Lubimy narzekać na TVN24 (i zresztą słusznie), ale dobrze czasem spojrzeć za ocean i zobaczyć, że telewizja informacyjna mogłaby być znacznie (no, może nie znacznie, ale przynajmniej trochę) gorsza. Amerykański prekursor telewizji informacyjnych - CNN - stale dostarcza nam na to dowodów. Dwa tygodnie temu pokazywaliśmy, jak jego strona internetowa uznała "nieprzyzwoity taniec" Hanny Montany na gali MTV za wydarzenie dnia. Tym razem jest jeszcze śmieszniej - i smutniej zarazem.
Była środa, 11 września. Wśród wątpliwości co do pokojowego rozwiązania w Syrii, przy nadchodzącym głosowaniu w Kongresie dotyczącym autoryzacji ewentualnej interwencji zbrojnej, wciąż ważą się losy wojny, Bliskiego Wschodu, a może nawet świata. Prezydent USA Barack Obama udziela tego dnia wywiadów 1 na 1 każdej z największych stacji telewizyjnych. Sytuacja jest więc poważna i napięta, każde słowo jest ważne i może mieć ogromne znaczenie dla losów milionów ludzi. Wydawałoby się, że zbędna jest tu dodatkowa dramaturgia...
Wtedy do akcji wkroczył jednak amerykański Jarosław Kuźniar, dziennikarz CNN o efektownym i piorunującym imieniu Wolf Blitzer. Blitzer najwyraźniej postanowił, że formuła wywiadu 1 na 1 z prezydentem największego mocarstwa na świecie jest zbyt mało dramatyczna, postanowił więc dodać do niej coś, co jeszcze podkręci słupki oglądalności.
Panie prezydencie, jest pan w tym momencie oglądany na antenie CNN i CNN International na całym świecie, w tym w Damaszku
- zaczął Blitzer, budując napięcie i wypatrując, czy ta szokująca wiadomość zrobiła wrażenie na prezydencie (nie zrobiła). Po czym - zachowując całkowitą powagę - wypalił: