Samokrytyka, autorefleksja i przeprosiny to zdecydowanie zbyt rzadkie zjawiska w naszym życiu publicznym. Są one szczególnie rzadko spotykane wśród największych celebrytów i graczy medialnego rynku, dla których przyznanie się do błędu może oznaczać bolesny koniec kariery. Dlatego nie do przecenienia jest ostatni tekst Kuby Wojewódzkiego, będący ostrą - a nawet bezlitosną, graniczącą z masochizmem - samokrytyką. Już sam nagłówek tekstu, który opublikował w Nowy Rok celebryta - "Celebryta to niszczący kulturę pasożyt" - mówi za siebie. Dalej jest nie mniej brutalnie.
Krajowy szoł biznes ma twarz narcystycznego celebryty, którego jedynym sukcesem jest zajmowanie się sobą. Polski show biznes zamarzł w bezruchu. Stanął zadowolony w swej autoerotycznej bezmyślności. Tkwi na ściance otoczony fotoreporterami z radosnym poczuciem, że kariera i sukces to jest właśnie to, tu i teraz.
- pisze Wojewódzki. I brnie odważnie dalej, zmagając się ze swoimi wątpliwościami i niszcząc potencjalne wymówki podsuwane mu przez szczątki dawnej świadomości
Rodzi się podstawowe i lekko ambarasujące pytanie: po co oni to robią? Z głupoty, próżności, uzależnienia, strachu, czy może ze świadomości własnej nicości? Na polskiej pop kulturze pojawił się cień pasożyta, który ją deformuje i niszczy jej zdrowe komórki. To celebryta. Słowo wytrych i słowo postrach, które tłumaczy wszystko. Grupa średnio zdolnych, ale mocno zdeterminowanych na medialną obecność pierwotniaków wyznacza w Polsce standardy, kto jest człowiekiem sukcesu.
Oczywiście w którymś momencie tego tekstu powinno pojawić się podstawowe stwierdzenie: przecież to jest szoł biznes, nie bierzmy wszystkiego tak serio.