Gdy wicepremier Bieńkowska pod koniec listopada 2013 roku obejmowała połączone ministerstwa Rozwoju Regionalnego i Transportu (po Sławomirze Nowaku, który odszedł z rządu z powodu zarzutów prokuratorskich) zdawała sobie sprawę, że – jak mówiła – „zawieje, zamiecie, zamarznięty kibel w pociągu, to będą teraz nasze sprawy". Jednak w skrytości ducha chyba nie wierzyła, że ktokolwiek będzie chciał ją rozliczać za problemy na kolei, skoro ma na głowie tak poważne sprawy, jak wydawanie setek milionów złotych unijnych dotacji. Świadczy o tym jej nonszalancka odpowiedź na pytanie dziennikarza, co powie pasażerom, którzy na wiele godzin utknęli w poniedziałek w pociągach. „Sorry, ale taki mamy klimat" jest odpowiedzią prawdziwą, logiczną i narzucającą się, ale opinia publiczna tego typu konstatacji nie wybacza nigdy. Według specjalisty od politycznego PR Wojciecha Jabłońskiego z UW, to, co zrobiła Bieńkowska, nazywa się fachowo autokreacją kryzysu. Potocznie można powiedzieć, że wicepremier wykrakała swoje kłopoty. – Miała ocieplać wizerunek rządu, tymczasem powiedziała jedno głupie zdanie, od którego nigdy się nie uwolni i które będzie oddziaływało na całą PO – mówi Jabłoński.
Taką historię ma na swoim koncie Włodzimierz Cimoszewicz, który jako premier latem 1997 roku spotykał się z rolnikami dotkniętymi przez wielką powódź i wypowiedział oczywistą konstatację: „trzeba się było ubezpieczyć". W kolejnym zdaniu Cimoszewicz co prawda dodał, że państwo oczywiście pomoże wszystkim powodzianom, ale tego media już nie pokazały. Stwierdzenie: „trzeba się było ubezpieczyć" poszło w świat i kosztowało SLD kilka punktów procentowych w jesiennych wyborach do parlamentu.
Wczoraj premier Donald Tusk najwyraźniej świadomy powagi sytuacji osobiście usiłował zatrzeć złe wrażenie po wypowiedzi swojej superminister. Przepraszał wszystkich, którzy poczuli się urażeni jej słowami. A sama Bieńkowska oburzała się, że pasażerowie, którzy na wiele godzin utknęli w pociągach, nie mieli informacji, co się wydarzyło, i nie dostali ciepłych napojów. – Dla nas w ministerstwie pasażer i klient jest najważniejszy – mówiła Bieńkowska.
Jabłoński uważa jednak, że te zabiegi nie na wiele się to zdadzą. – Ta historia wydarzyła się w najgorszym momencie dla PO, czyli w sytuacji, gdy ta partia zaczęła przełamywać spadkową tendencję w sondażach, bo po tej wypowiedzi można się spodziewać ponownej jazdy w dół – przewiduje politolog. I przypomina, że gdy PiS po raz pierwszy przegoniło PO, to jedno zdanie Jarosława Kaczyńskiego o katastrofie w Smoleńsku „na 90 proc. to był zamach" na pół roku odwróciło tę tendencję.
"Superpremier" zaliczyła "superwtopę"