Do tej pory, historię szalejącej ukraińskiej rewolucji poznawaliśmy właściwie tylko z jednej strony - co zresztą naturalne. Informacji o tej drugiej stronie, o Mordorze, z którym walczą demonstranci, jest właściwie brak - no, chyba że liczymy te w wydaniu rosyjskiej propagandy i telewizji "Russia Today".
Dlatego tym bardziej niezwykłe i wartościowe są dwie rozmowy, jakie przeprowadzili ziennikarze rosyjskiego portalu Lenta.ru z ludźmi owego Mordoru - z milicjantem z Berkutu i żołnierzem poborowym z wojsk MSW, którzy leżą w szpitalu na skutek kontuzji, jakie odnieśli podczas starć. Możemy dzięki nim zobaczyć, jak sytuacja wygląda ich oczami- a miejscami bywa to wręcz fascynujące.
Mówi Roman z Berkuta:
To są pokojowi demonstranci? Tutaj w 2004 roku też wyszli ludzie z flagami i też stali nasi chłopcy monolitem, ale do nich wtedy przychodzili porozmawiać, z kwiatami, a nie z koktajlami Mołotowa. My też jesteśmy ludźmi, to po prostu nasza praca. Trzeba na to wszystko szukać pokojowego sposobu, używać swojego rozumu, a nie siły. To, że pracownicy Berkuta gonią ludzi i ich biją, tego nie popieram, ale kiedy twoje życie jest w niebezpieczeństwie, to myślę, że to normalne.
- mówi na początku, choć widać, że sam zupełnie pokojowo nastawiony nie jest. Pytany o to, dlaczego bił kobiety i dzieci podczas rozganiania studenckiej demonstracji na początku Euromajdanu, kiedy jeszcze nie dochodziło do przemocy, odpowiada: