Tomasz Grzegorz Grosse: Co dalej z „zielonym konserwatyzmem”?

Konserwatyści w Polsce krytykują politykę klimatyczną w UE za zbyt ambitne i kosztowne cele. I mają rację – twierdzi ekspert ds. integracji europejskiej.

Publikacja: 23.10.2023 03:00

Tomasz Grzegorz Grosse: Co dalej z „zielonym konserwatyzmem”?

Foto: stock.adobe.com

W ramach polityki klimatycznej, zamiast stosowania zachęt – np. zwolnień podatkowych lub pomocy inwestycyjnej – Bruksela nakłada przede wszystkim przymusowe obciążenia na firmy i gospodarstwa domowe. Chociażby parapodatek, czyli unijny system handlu uprawnieniami do emisji. Podobnego systemu nie ma za oceanem, a Amerykanie stosują głównie dobrowolne ulgi podatkowe i wsparcie inwestycyjne. Wyśrubowane cele klimatyczne w UE nie zelżały nawet podczas poważnego kryzysu geopolitycznego i energetycznego w Europie. Ostatnio komisarze odpowiedzialni za agendę klimatyczną zaproponowali wręcz redukcję emisji w UE na poziomie 90 proc. do 2040 roku. Jak dowodzą eksperci, oznacza to m.in. wyeliminowanie w Unii węgla do 2030 roku, gazu ziemnego do 2040 roku, a także ograniczenie spożycia mięsa o połowę przed 2040 rokiem.

Na transformacji unijnej pod względem geoekonomicznym korzystają głównie Amerykanie i Chińczycy. Korzyści samej UE są pod tym względem niepewne. Bardziej prawdopodobne jest bowiem to, że transformacja klimatyczna osłabi spójność wewnętrzną w UE, jak również utrudni konkurowanie w skali globalnej wielu państwom członkowskim. Dlatego politycy konserwatywni, nie tylko zresztą z Polski, coraz częściej protestują. Włoski minister transportu określił zmiany wprowadzane w UE jako „szaleństwo niszczące miejsca pracy w Europie, na którym skorzystają Chiny”. Alexandr Vondra, były czeski minister spraw zagranicznych, a obecnie konserwatywny eurodeputowany, nazwał samochody elektryczne „grabarzami branży motoryzacyjnej w Europie”.

Klimat dla bogatych

Walka ze zmianami klimatycznymi wyraźnie sprzyja bogatszym państwom w Unii, mogącym w większym stopniu inwestować w cele klimatyczne z własnych budżetów. Jest także korzystniejsza dla krajów posiadających energetykę opartą w mniejszym stopniu na węglu, jak również dysponujących technologiami „przyjaznymi” dla klimatu, które można sprzedać innym państwom członkowskim. W ten sposób polityka klimatyczna służy głównie bogatym oraz wysoko rozwiniętym technologicznie państwom Europy Północnej i Zachodniej. Odbywa się zaś kosztem państw słabszych ekonomicznie i mało innowacyjnych, obniżając ich konkurencyjność oraz pogłębiając zależność od technologii płynących z zewnątrz.

Czytaj więcej

Marek Józefiak: Nowy rząd musi być zielony, albo wróci PiS

Transformacja klimatyczna miała bazować na bliskiej współpracy geoekonomicznej między Berlinem a Moskwą, opierając się najpierw na rosyjskim gazie, a potem na imporcie rosyjskiego wodoru. Agresja rosyjska na Ukrainę z roku 2014 nie przekreśliła tych planów, a nawet je zintensyfikowała. Decyzja o budowie drugiej nitki gazociągu Nord Stream została wszakże podjęta w 2015 roku. Niemiecko-rosyjska współpraca „ponad głowami” Polaków była dotkliwą nauczką dla prawicy. Przypomniała bowiem bolesne doświadczenia historyczne dotyczące kooperacji Berlina i Moskwy. Miała również negatywne implikacje dla bezpieczeństwa Polski w kontekście transformacji klimatycznej w UE. Konserwatyści nad Wisłą nabrali więc dystansu do unijnej polityki, jak również do samych Niemiec, które były największym współtwórcą tej polityki.

Prawica odrzuca zbyt szybkie tempo wprowadzanych zmian wraz z ich nieprzystawaniem do możliwości lokalnych społeczeństw. Uznaje przy tym, że transformacja klimatyczna w Polsce w zbyt małym stopniu korzysta z lokalnych surowców, technologii i nie bierze pod uwagę warunków produkcyjnych. Nie uwzględnia też zdolności jej finansowania przez budżet państwa, środków inwestycyjnych firm oraz dochodów społeczeństwa.

Możemy oderwać „zieloną rewolucję” od lewicowej ideologii

Tomasz Grzegorz Grosse

Konserwatyści odrzucają też ideologizację omawianej polityki unijnej. Tego, że w sposób odgórny zmienia niemal wszystkie sfery życia społecznego, tym samym ograniczając wolności obywatelskie. Zdaniem prawicy brakuje tutaj racjonalnego rachunku ekonomicznego. Co gorsza, stała się ona również orężem lewicy, które ma ją wypromować zwłaszcza wśród młodego pokolenia wyborców.

Najpierw geopolityka

Polscy konserwatyści w ogromnej większości nie negują zmian klimatycznych ani nie kwestionują potrzeby prowadzenia odpowiedniej polityki. Zasadniczo dążą jednak do jej urealnienia, a więc dostosowania do uwarunkowań i lokalnych możliwości. Przede wszystkim nie wierzą, aby „dawanie przykładu innym” poprzez wyśrubowanie celów europejskich miało sens. Co więcej, polityka przeciwdziałania zmianom klimatu jest nieracjonalna. Nie tylko sama Wspólnota, lecz także cała ludzkość, zapewne nie jest w stanie zatrzymać zmian klimatycznych. Dlatego bardziej sensowne jest dostosowanie się do tych zmian i przeciwdziałanie ich negatywnym skutkom. W przypadku Polski wymaga to przede wszystkim skupienia się na stepowieniu środowiska naturalnego i niedoborze wody, a jednocześnie reagowania na gwałtowne zmiany pogody, choćby w postaci lokalnych powodzi.

Celem powinno być zatem dostosowanie polityki klimatycznej do zagrożeń geopolitycznych. Związane z tym wydatki powinny mieć pierwszeństwo przed transformacją klimatyczną proponowaną przez Brukselę. Innymi słowy, należy dostosować tę transformację do uwarunkowań geopolitycznych, jak również do możliwości finansowych polskich władz publicznych, a także przedsiębiorstw i gospodarstw domowych.

Polskie cele

„Zielony konserwatyzm” dąży do zachowania bezpieczeństwa energetycznego. Oznacza to potrzebę oparcia transformacji klimatycznej przynajmniej w części na własnych surowcowych. Odnawialne źródła energii korzystające z wiatru i słońca są niestabilne. Polska ma jednak bardziej trwałe możliwości pozyskiwania ciepła i energii, np. z zasobów geotermalnych i energii skał. Można również sięgnąć po technologie podziemnego spalania węgla. Innym kierunkiem jest energetyka jądrowa, gdzie należałoby położyć nacisk na rozwój krajowych technologii w tym zakresie wraz z wykorzystaniem rodzimych złóż uranu.

Celem transformacji klimatycznej w Polsce powinno być wzmacnianie potencjału technologicznego i produkcyjnego polskich firm, a więc ograniczenie zależności gospodarczej. Nie może więc odbywać się zbyt szybko, gdyż zależy od naszej innowacyjności, a także powinna współgrać z rozwojem polskich przedsiębiorstw, które mogłyby na niej zarobić. Opisywane działania pomogą oderwać „zielona rewolucję” od lewicowej ideologii. A przy tym uczynią ją bardziej racjonalną, mniej kosztowną, bezpieczniejszą, a tym samym chętniej wspieraną przez konserwatystów.

o autorze

Tomasz Grzegorz Grosse

Autor jest prof. dr hab. z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertem ds. integracji europejskiej, stosunków międzynarodowych oraz rozwoju regionalnego

W ramach polityki klimatycznej, zamiast stosowania zachęt – np. zwolnień podatkowych lub pomocy inwestycyjnej – Bruksela nakłada przede wszystkim przymusowe obciążenia na firmy i gospodarstwa domowe. Chociażby parapodatek, czyli unijny system handlu uprawnieniami do emisji. Podobnego systemu nie ma za oceanem, a Amerykanie stosują głównie dobrowolne ulgi podatkowe i wsparcie inwestycyjne. Wyśrubowane cele klimatyczne w UE nie zelżały nawet podczas poważnego kryzysu geopolitycznego i energetycznego w Europie. Ostatnio komisarze odpowiedzialni za agendę klimatyczną zaproponowali wręcz redukcję emisji w UE na poziomie 90 proc. do 2040 roku. Jak dowodzą eksperci, oznacza to m.in. wyeliminowanie w Unii węgla do 2030 roku, gazu ziemnego do 2040 roku, a także ograniczenie spożycia mięsa o połowę przed 2040 rokiem.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę